wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 9

Siedzę sztywno na krańcu łóżka, obserwując jak Niall maszeruje z jednego końca pokoju do drugiego. Ciągnął już swoje włosy, strzykał palcami, zginał łokcie, kręcił szyją, drapał po klatce piersiowej i stukał palcami po brzuchu. Jego oczy nadal nie wróciły do swojej jasnej barwy, zostając w prawie czarnym odcieniu granatu, ale ostre zęby zniknęły zaraz po pierwszym westchnięciu. Zatrzymuje się gwałtownie i w sekundzie przyciska moje plecy do łóżka, zwisając nade mną. Tkwiący we mnie strach inicjuje przyspieszenie mojego oddechu i paniczne bieganie wzrokiem po twarzy fioletowowłosego.

- Spokojnie, kochanie. - Niall kładzie swoje palce na moim policzku i delikatnie go gładzi, co działa na mnie kojąco. Złe emocje zmniejszają się a moje ciało staje się rozluźnione. Wzrasta we mnie irytacja i bezsilność spowodowane niewiedzą dotyczącą tego efektu, ale opanowanie nie pozwala im się pokazać. - Już lepiej?

- Kim ty jesteś.

Złość i strach przed nieznanym, którym jest dla mnie fioletowowłosy sprawiają, że na jego twarzy pojawia się smutek. Jasne oczy zazwyczaj świecące światłem odbitym jakby gasną i zmniejszają swój rozmiar.

- Powinnaś zadać pytanie dotyczące tego, czym jestem.

- Nie jesteś przedmiotem.

- Prawdopodobnie. - przygląda mi się z uwielbieniem, błądząc wzrokiem pomiędzy moją twarzą a szyją. - Ale jestem też twoją własnością.

- Nie chcę, abyś nią był.

- W więzi bratnich dusz nie masz nic do gadania. Ty należysz do mnie a ja należę do ciebie.

- Co jeśli tego nie chcę?

Cichy i krótki śmiech opuszcza jego usta, gdy przez chwilę patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie możesz 'nie chcieć'. - powtarza moje słowa z pogardą, prawie je wypluwając. Zabiera swoją dłoń z mojego policzka i biegnie nią w dół mojej ręki, aby spleść nasze palce i położyć nasze kończyny tuż przy mojej głowie. - Jesteśmy sobie przeznaczeni, nic nie może na to wpłynąć. Tak samo jak Bruce i twoja przyjaciółka. Od pierwszego spotkania jest nim zauroczona a Bruce to bardziej typ niecierpliwca, więc nawet nie mrugniesz a już pochwali ci się, że nosi w sobie jego dziecko.

Otwieram szeroko oczy na jego słowa, a dolna warga bezwładnie opada, czyniąc mnie mniej atrakcyjną. Przez chwilę czuję się jak w transie, ale gdy dociera do mnie sens słów, które wypowiedział z ogromną lekkością, krztuszę się powietrzem.

- Żartujesz?

- Ani myślę, kochanie. Potomstwo to dla nas bardzo ważna sprawa. - uśmiecha się zadowolony, delikatnie gładząc mój brzuch. Przez ciężkie myśli nawet nie zauważyłam kiedy położył na nim swoje dłonie.

- Nigdy! - odpycham go całą siłą, którą w sobie znajduję, co udaje mi się dzięki temu, iż nie jestem w jego objęciach. Zaskoczony prawie spada z łóżka, gdy odrzucam go, jak się okazuje, w lewo a sama cofam się szybko do samego końca materaca, chowając wśród poduszek. Powoli staje na nogach, pokazując swoją władczą postawę a jego oczy ponownie zmieniają kolor na czerwony.

poniedziałek, 24 października 2016

Rozdział 8

Wiercę się i wzdycham zirytowana, czując jak łaskotki na brzuchu całkowicie mnie rozbudzają. Przejeżdzam po nim dłonią, chcąc odgonić denerwujący obiekt ale trafiam na miękkie włosy, które obejmują moje palce i towarzyszący temu chichot. Otwieram oczy, mrugając kilkukrotnie, gdy uczucie ponownie wraca razem z odgłosem cmokania. Napinam brzuch przez śmiech przed powolnym podniesieniem się i skarceniem szeroko uśmiechniętego Nialla.

- Co robisz?

Ściągam szeroką koszulkę w dół, zakrywając swoją bieliznę. Podczas mojego snu przebrał się w obcisłe dresy i pozbył koszulki, którą założył na mnie. Poszerza swój uśmiech i zbliża do mnie, delikatnie kładąc dłonie na moich udach.

- Chcę tylko sprawić nam przyjemność.

Szturcha nosem moją szyję, ciągnąc swoje dłonie w górę, aby objąć nimi moją talię. Wiercę się, starając odsunąć ale zostaje mi to skutecznie uniemożliwione przez ramę łóżka, do której Niall przyciska moje plecy. Wpatruje się we mnie bez słowa, delikatnie wyciągając kołdrę spomiędzy naszych nóg.

- Wszystko ze mną w porządku, nie potrzebuję czuć się lepiej.

Staram się owinąć koszulką, gdy zrzuca kołdrę na podłogę, nie odsuwając się ode mnie. - Bardzo się cieszę, kochanie ale to ja mam problem.

- Nie mam zamiaru cię zaspokajać. - zagryzam wargę, widząc jak rzuca swoim wzrokiem raz na moje oczy a raz na usta. Uśmiecha się przed gwałtownym pociągnięciem mnie na materac i ułożeniem na mnie swojego ciała.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. - kładzie dłonie na moich biodrach, dociskając do nich swoje palce. Krzywię się, czując lekki ból spowodowany naciskiem na moje kości. - Musisz to robić, kochanie. - ciągnie swoje ręcę po całym moim ciele, aby wpleść palce w moje włosy i pociągnąć je mocno, przez co moja głowa odchyla się w tył. - Ponieważ jesteś moją bratnią duszą. - poluźnia swój uścisk i naciska na tył mojej czaszki, dzięki czemu dokładnie widzę jego twarz. - Rozumiesz?

Kiwam delikatnie głową, dusząc w sobie rosnący gniew. Niall uśmiecha się zadowolony i puszcza moje włosy, tym razem ściskając moje ręce, przyciśnięte do materaca. - Poczekaj. - wiercę się lekko, czym wywołuję irytację na jego twarzy.

- Nie przekonasz mnie, abym z tego zrezygnował, kochanie.

- Nie, tylko.. - udaję zakłopotanie, co widocznie mi się udaje, ponieważ prostuje się, opierając kolanami po moich bokach.

- Nie jestem zadowolony z tego faktu ale doskonale wiem, że nie jesteś dziewicą.

- Nie o to chodzi. - kręcę delikatnie głową, kładąc dłonie na jego torsie, aby ukryć śmiech. - Bo.. zawsze chciałam to zrobić z mężczyzną przywiązanym do, uh, łóżka.

Fioletowowłosy marszczy brwi w głębokim zdziwieniu ale po chwili uśmiecha się szeroko i delikatnie przekręca nas tak, abym teraz ja siedziała na nim. Wyciąga się ostrożnie do nocnej szafki i otwiera jej ostatnią szufladę, po czym wyciąga z niej parę kajdanek. Wstrzymuję oddech, gdy w moim umyśle pojawiają się czarne scenariusze, co mógłby mi zrobić, gdyby z nich skorzystał. Uśmiecha się słodko podając mi je na wskazujących palcach swoich dłoni, po czym rozciąga ręce na poduszkach, aby jego nadgarstki zwisały z końca materaca.

- Przy szafkach są zaczepki.

Schodzę z niego, aby zapiąć kajdankę na jego nadgarstku i odsunąć poduszkę, aby zaczepić drugi koniec o metalowe półkole wystające z boku szafki. - Po co ci one?

- Myślałem, że będziesz dziewczynką, która ciągle płacze i nieumiejętnie ucieka, więc kupiłem je na wszelki wypadek.

Nie komentuję jego tłumaczenia, przypinając drugą dłoń do takiej samej zaczepki. Prostuję się i powoli schodzę z łóżka, bacznie obserwowana, przez jego jasne oczy.

- Chcesz się najpierw dla mnie rozebrać?

- Niedoczekanie. - prycham rozbawiona, podchodząc do fotela, na którym leżą moje ubrania, starannie złożone. Ignoruję groźby wypływające z ust mężczyzny i szybko wciągam na siebie spodnie. Chcę zdjąć koszulkę Nialla, ale odwracam się, trzymając jej krańce w palcach, gdy dociera do mnie dosłowne warczenie i dźwięk pękającego zapięcia. Krzyczę wystraszona, widząc fioletowowłosego, kucającego na łóżku z czerwonymi oczyma i ostrymi zębami, wystającymi z jego lekko otwartych ust.

- Wróć tu natychmiast i nigdy nie waż się mnie lekceważyć.

niedziela, 2 października 2016

Rozdział 7

Zrzucam dłoń Nialla z mojej nogi, gdy ten ciągnie ją w górę. Chwytam ją oburącz, kiedy zbliża ją ponownie, ale puszczam wolno natychmiast po jego ostrzegawczym mruknięciu. Zadowolony gładzi palcami moje kolano, obserwując moją reakcję. Tym razem nie krzywię się, zostawiając wyraz twarzy bez emojci, ale zakładam nogę na nogę, tak aby choć trochę zgnieść nimi jego dłoń. Śmieje się cicho i smyra materiał spodni tylko kciukiem, na co krzyżuję moje ręce pod piersiami.

- Wiesz - zaczyna, przyglądając się swojej zablokowanej dłoni. - Nie sądziłem, że pierwsze spotkanie z twoją matką będzie miało taki charakter.

- Obudziłeś ją?

- Nie spała, kochanie. Spełniała swoje kobiece potrzeby jak i męskie potrzeby twojego ojca.

- Mój ojciec ma rodzinę w Japoni, a moja matka zarabia jako prostytutka.

Niall zaprzestaje swoim ruchom i patrzy na mnie zdziwiony, gdy utrzymuję na nim pewne spojrzenie. Nie okazuję żadnych emocji, ale najwyraźniej myśli, że jest mi przykro z tego powodu, ponieważ po łatwym uwolnieniu swojej dłoni, ponownie wciąga mnie na swoje kolana i przytula.

- Przepraszam, kochanie.

- Nic mi nie jest, przyzwyczaiłam się.

Fioletowowłosy odsuwa się lekko i marszczy brwi. Wzruszam ramionami, nie dziwiąc się jego reakcji. W naszym mieście pomimo takiej samej sytuacji dziesiątek rodzin, każdy dziwi się jak mogą tak żyć, nawet jeśli osoba z ich własnej jest zabójcą. - Po co znowu mnie tu zabrałeś?

- Jesteś mi potrzebna w pełnię i jeden dzień po niej. - podpiera moje plecy dłońmi i delikatnie kładzie mnie na środku dużego łóżka. Podpiera się rękoma po bokach mojej głowy a nogi kładzie na zewnątrz moich, stykając ze sobą moje uda i jego miednicę. - Strasznie mnie wtedy nosi.

- Nosi?

- Potrzebuję czyjegoś dotyku.

Opuszcza się na ramionach bez żadnego wysiłku i przykłada nos do mojego obojczyka, uważając, aby mnie nie zgnieść.

- Więc co miesiąc będziesz porywał mnie na dwa dni?

- Skąd. Będziesz ze mną już zawsze.

- Nie mam zamiaru.

- Ponownie; nie masz wyboru.

Wzdycham przeciągle, rezygnując z wojny słownej. Jego bezpodstawny argument potrafi zniszczyć wszystkie pyskówki, które wypełniają mój umysł. Kładę policzek na poduszcze, aby uciec od jego spojrzenia i wpatrywać się w elektroniczny zegar, wskazujący szóstą zero dwie. Czuję jak wciska swoją głowę ponad moim ramieniem i delikatnie szczypie zębami moją skórę, brnąc śladem w górę, do mojej szyi. - Czym jest bratnia dusza?

- To osoba, którą kochamy od pierwszego wejrzenia. Jest całym naszym światem i jedyną wybranką.

- Nie kocham cię, to powinno działać w dwie strony.

- Działa. Wkrótce zaczniesz.

- Jeszcze zapadniemy na miłość romantyczną, aha. - mruczę do siebie niewyraźnie, a Niall na szczęście zdaje się nie zwracać na to uwagi. - Dlaczego ty i Bruce warczecie jak psy?

Syczę cicho, gdy gryzie mnie dość mocno, ciągnąc w zębach moją skórę. Chcę przyłożyć dłoń do bolącego miejsca i odepchnąć go, ale przewiduje moje ruchy i kładzie się na mnie, splatając nasze ręce, zgięte w łokciach. - Co mówiłem o imionach?

- Dlaczego twoje oczy były czerwone?

- Sztuczka ze światłem.

- Dlaczego ten mężczyzna nazwał cię alfą?

- Pseudonim artystyczny.

Zdenerwowana zamykam oczy przez jego irytujące odpowiedzi. Czuję jak się uśmiecha a jego ciałem wstrząsa delikatny rechot. Kolejny raz w jego towarzystwie ogarnia mnie okropne zmęczenie, nie pozwalające mi otworzyć oczu. Zdejmuje ze mnie swój ciężar po ostatnim cmoknięciu mojej skóry i delikatnie układa mnie na swoim ciele po ułożeniu się w wygodnej pozycji. - Dobranoc, kochanie.

Rozdział 6

Jest piąta nad ranem, gdy wchodzę na najspokojniejszą ulicę naszego miasta. Kopię mały kamyk, który towarzyszy mi od połowy drogi, zanim podnoszę głowę w górę, słysząc czyjąś rozmowę. Przed wejściem do mojego bloku na czarnych motorach usadowiona jest dość liczna grupka mężczyzn. Zranieni chłopcy żywo o czymś dyskutują, ale nagle milkną, odwracając głowy w moją stronę, gdy jestem ponad dwadzieścia metrów od nich. Przez chwilę utrzymuję na nich dumne, zimne spojrzenie, aby nie okazać im słabości, po czym ponownie odwracam wzrok na chodnik. Czuję na sobie coraz bardziej intensywne spojrzenia z każdym krokiem zrobionym w ich stronę. Gdy podchodzę do głównego wejścia i sięgam do kieszeni po klucze, aby otworzyć nimi drzwi zostaję do nich agresywnie dociśnięta. Moja broda opiera się na szybie, ręce podniesione są w górę i trzymane w mocnym uścisku a nogi i biodra uwięzione pomiędzy metalem połączonym z plastikiem a napastnikiem. Sapię cicho, gdy ten wzmacnia uścisk po każdym najmniejszym szarpnięciu, które wykonuję.

- Nie ruszaj się, kochana. Niall nie będzie zadowolony jeśli uciekniesz.

- Puść mnie, robisz mi krzywdę! - krzyczę, korzystając z chwilowego luzu, gdy moja głowa wraca do normalnej pozycji.

Mężczyzna zmniejsza napór na moje nogi i biodra, ale nadal trzyma mnie w jednym miejscu, gdy nawet przez śmiechy jego towarzyszy słyszę głośne huki i kroki dochodzące z korytarza. Zostaję gwałtownie uwolniona, gdy na najniższym stopniu schodów prowadzących do pierwszych mieszkań pojawia się Niall. Jego oczy są gorąco czerwone, klatka piersiowa unosi się i opada w szaleńczym tempie a ręce napinają, wyginając jego palce do zewnątrz. Odsuwam się o kilka kroków i prawie spadam z chodnika, gdyby nie siedzenie motoru postawionego zaraz przy jego krawędzi. Opieram się o nie dłońmi a fioletowowłosy popycha drzwi frontowe z siłą, która wyrywa je z zawiasów i roztrzaskuje podobno kuloodporną szybę na miliony kawałeczków po uderzeniu nimi o ścianę budynku. Robi powolne kroki w moją stronę, wydając z siebie warkot podobny do Brucea, lecz przy tym jego przyjaciel po prostu skomlał. Prześlizguję się po siedzeniu motoru i chowam za jednym z wysokich mężczyzn, chcąc schować się przed nim.

- Odsuń się od niej. - głos Nialla dociera do mnie zniekształcony, ale stwierdzam iż to przez moje ucho dociśnięte do pleców nieznanego mężczyzny. Czuję jak chce się odsunąć, ale ściskam mocno jego brzuch, splatając na nim swoje ręce. - Powiedziałem coś!

- Chciałbym, Alfo, ale zabroniłeś jej dotykać. - na potwierdzenie swojej niewinności blondyn unosi ręce w górę, pokazując mu, że to nie on mnie trzyma. Zaciskam oczy, słysząc dłuższe warknięcie i czuję jak mój ochroniarz lekko drży.

- Przynajmniej jeden potrafi słuchać.

Czuję wiatr na mojej twarzy a zaraz po nim ramiona oplatające moją talię i odciągające mnie od postawnego mężczyzny pomimo mojego zaciętego uścisku. Wierzgam nogami, gdy zostaję podniesiona w górę, ale kamienieję i otwieram oczy, gdy zostaję posadzona na chłodnym siodełku. Niall przekłada swoją nogę na drugą stronę motoru i siada twarzą do mnie, przez co odsuwam się na sam koniec maszyny. Jego oczy są już normalne, ale twardy wzrok nie wróży nic dobrego. - Dlaczego zostawiłaś mnie samego w naszą pierwszą pełnię?

- Słucham? - prycham zdziwiona jak i rozbawiona na jego pytanie. Wcześniejszy strach mija, gdy zastanawiam się co do naszej krótkiej znajomości ma księżyc. Spoglądając ponad jego ramieniem, mogę zobaczyć, że nie ustąpił on jeszcze miejsca słońcu i pokazuje nam się w całej swojej okazałości. Wracam spojrzeniem na fioletowowłosego, gdy łapie moje uda i ciągnie mnie do siebie na śliskim siedzeniu. Przytrzymuje mnie, gdy chcę się odsunąć i zamyka w szczelnym uścisku, zaplatając moje nogi wokół jego bioder. Czuję relaksujące dreszcze, dzięki temu, że głaszcze moje plecy ale mój mózg natychmiast odrzuca miłe uczucie, domagając się odpowiedzi na wiele krążących w nim pytań. Kładę dłonie na klatce piersiowej Nialla, starając się go odepchnąć, ale sztywnieję, słysząc przy uchu jego nieprzyjazny warkot.

- Pojedziesz ze mną do domu i tam wszystko ci wyjaśnię.

- Nie chcę.

- Nie masz wyboru, musisz dziś być ze mną.

sobota, 1 października 2016

Rozdział 5

- Bree?

Uśmiecham się do Samiego i bez pytania przekraczam próg mieszkania, uważając aby nie szturchnąć kubka z herbatą, który trzyma w prawej dłoni. Zamyka za mną drzwi, gdy ściągam buty i ruszam do pokoju Evy, aby przespać tę noc na połowie jej wygodnego łóżka. Moja dłoń prawie dotyka klamki, ale ręka Samiego skutecznie ją odciąga. - Co?

- Jest tam facet, który mnie tu przyniósł.

- Bruce?

- Jeśli tak się nazywa. - wzdycha, odkładając trzymany kubek na komodę, która stoi pomiędzy drzwiami ich pokoi. - Nie! - piszczy cicho, tym razem uderzając moją dłoń, którą chcę nacisnąć klamkę. - Gdy tam wszedłem dosłownie warczał na mnie jak jakiś buldog i prawie zaatakował.

- Przesadzasz. - wywracam oczami i wpadam do pokoju Evy z Samim uczepionym mojego ramienia. Bruce, który leżał spokojnie, przytulony do brzucha blondynki podnosi się agresywnie na jej łóżku, kucając i wyszczerzając zęby w dziwnym i nieprzyjaznym geście. - Łoł.

- Pani. - mulat odchrząkuje, natychmiast schodząc z łóżka i prostując swoją postawę. - Powinnaś być z Niallem.

- Raczej nie tobie oceniać z kim powinnam być. - krzyżuję ramiona na klatce piersiowej, gdy ten spuszcza swoją głowę. Sami, nabierając przypływu pewności siebie podchodzi do swojej siostry i sprawdza czy wszystko z nią w porządku. Bruce widząc na niej jego ręce warczy cicho, ale natychmiast wraca do pionu po moim chrząknięciu.

- Przepraszam.

- Myślę, że powinieneś już iść. - robię krok w bok, aby zasygnalizować mu niechęć do jego towarzystwa. Przygląda się chwilę moim oczom, ale odwraca głowę w stronę łóżka, zatrzymując swój wzrok na Evie.

- Nie mogę. Jest moją bratnią duszą.

//Niall\\

Zdenerwowany do granic możliwości zsiadam z motoru, zostawiając go jednemu z mężczyzn, którzy przyjechali tu ze mną. Robię ledwo dwa kroki i słyszę, jak maszyna upada na asfalt. Zamykam oczy i w myślach morduję durnia, który odważył się to zrobić, ale ruszam dalej, nie odwracając się, ku jego uldze. Ciągnę za klamkę głównego wejścia do bloku, a gdy ta nie chce ustąpić, szarpię nią mocno, prawie wyrywając drzwi z zawiasów. Pokonuję trzy piętra, przeskakując co dwa lub trzy schodki i staję przed drzwiami mieszkania, którego szukałem. Naciskam na klamkę, która tym razem ustępuje z łatwością i wchodzę wgłąb korytarza, słysząc jednoznaczne dźwięki z jego końca. Popycham kolejne drzwi a moja złość zamienia się we wściekłość, gdy widzę nagiego mężczyznę poruszającego się na leżącej pod nim kobiecie. Natychmiast dopadam do niego, przyciskając jego ciało do materaca. Ściskam jego gardło, gdy kobieta krzyczy piskliwie i zakrywa się prześcieradłem. Przywracam moje oczy do normalności i puszczam mężczyznę, ponieważ krzyk nie należy do Bree. Odwracam głowę do ściany, spotykając twarz kobiety, która w małym stopniu przypomina brunetkę. Zdziwiony wstaję z łóżka i odsuwam się kilka kroków, a gdy chcę przeanalizować sytuację moją głowę wypełnia podniesiony głos Bree, dochodzący sprzed wejścia do budynku.

- Puść mnie, robisz mi krzywdę.


sobota, 17 września 2016

Rozdział 4

- Dlaczego twoje włosy są fioletowe?
Niall podnosi głowę ze stołu, po połknięciu łyka mleka, który trzymał w ustach. Zamyka oczy na czas kolejnego grzmotu, mocniej ściskając moją dłoń.
- To liliowy. Myślałem, że kobiety znają każdy odcień koloru.
- Fiolet to fiolet. Jeden ładniejszy, drugi mniej. - wzruszam ramionami, gdy oświetloną kuchnię jeszcze bardziej rozświetla długa błyskawica. Mężczyzna wzdryga się, kończąc resztę swojego napoju dużym łykiem. Zostawia szklankę na stole, podnosząc się z miejsca, aby ponownie przytulić mnie do swojego ciała i ruszyć do swojego pokoju. - Mam nogi, wiesz?
- Wiem, ale dogadzanie kobiecie to obowiązek mężczyzny. Nawet w naszym mieście.
- Zaskoczyłeś. - prycham, wiedząc jak w stosunku do płci słabszej zachowuje się większość męskiej części naszego miasta. Niall śmieje się pod nosem, uderzając łokciem we włącznik światła i ściska mnie mocniej, gdy stawia stopę na pierwszym stopniu schodów. Wzdycham cicho, gdy drzwi wejściowe oddalają się od nas z każdym jego krokiem. Chwilę później zostaję ułożona na środku dużego łóżka. Niall gasi lampkę dwoma stuknięciami w jej podstawę i delikatnie kładzie się na mnie, przykrywając nas kocem, który skopał z siebie w czasie burzy. Układa głowę tuż pod moimi piersiami i przytula mój brzuch, ściskając w pięściach koszulkę przy mojej skórze. Zamykam oczy i wtulam głowę w poduszkę, chcąc jak najszybciej zasnąć, ale przeszkadza mi w tym każde jego wzdrygnięcie przy każdym jednym grzmocie. Wzdycham kolejny raz tej nocy i wyplątuję moje ręce spod jego ciała i materiału koca, wplątując palce w jego włosy. Unosi głowę, spoglądając na mnie ze zdziwieniem. - Śpij. - szepczę, drapiąc lekko jego skórę. Ponownie układa się na moim ciele, ale tym razem jest bardziej rozluźniony. Nie potrzeba było dużo czasu, aby zasnął głębokim snem, co chwilę lekko pochrapując.
//\\
Zapinam guzik spodni, gdy Niall zaczyna wiercić się na łóżku. Zastygam w miejscu, czekając aż przekręci się na brzuch, przyciskając do siebie kołdrę, którą położyłam obok niego. Gdy tylko zasnął burza nagle ustała, a ja dostałam zastrzyku adrenaliny, który wzmocnił moją chęć ucieczki. Zapinam bluzę pod samą szyję i wyciągam z jej kieszeni telefon, który po odblokowaniu, na nowo pokazuje trasę, którą wcześniej wyznaczył. Dosłownie na palcach opuszczam sypialnię fioletowowłosego, równie cicho zamykając za sobą drzwi i zbiegając po schodach do przestronnego korytarza. Światło księżyca wpadające do pomieszczenia przez szerokie przejścia do salonu i kuchni jest wystarczające, abym z pomocą jasności wyświetlacza telefonu łatwo trafiła do drzwi, które tym razem Niall zostawił otwarte. Również zamykam je jak najciszej, ruszając wolnym truchtem szeroką ścieżką. 

Rozdział 3

- Bree, nie denerwuj mnie, kochanie.
Rozpłaszczam się na ścianie, słysząc głos fioletowowłosego, dochodzący z korytarza. Sprawdził salon już dwa razy, na szczęście nie zaglądając za ozdobną szafkę w rogu pokoju, więc mam nadzieję, że nie zdecyduje się na trzeci raz. Słyszę jak głośno przeklina, uderzając w którąś ze ścian, a po chwili wychodzi, zatrzaskując za sobą drzwi. Czekam minutę, aby sprawdzić czy to nie podstęp, ale gdy słyszę silnik oddalającego się motoru wybiegam z ukrycia oraz jego domu z prędkością światła. Szybko chowam się za jednym z drzew, uspokajając oddech i szukając telefonu w kieszeniach spodni i bluzy. Włączam nawigację, pierwszy raz w moim życiu i wpisuję adres mieszkania, w sekundę dostając wyznaczoną trasę. Ruszam szeroką szosą, którą jechaliśmy zaledwie godzinę wcześniej. Nie przechodzę kilku metrów, gdy przede mną pojawia się duży, jasnowłosy pies, łudząco przypominający wilka.
- Łoł. – podskakuję wystraszona, cofając się o krok. Zwierzak nie rusza się ani o centymetr, nawet na mnie nie patrząc. Po chwili odwraca się i odbiega, mijając z mężczyzną, który nie wzrusza się na jego widok.
- Jesteś jedyną osobą, która przyprawiła mnie o demoniczny puls, nie tylko z powodu złości.
W sekundę pokonuje dzielącą nas odległość, zgarniając mnie do uścisku. Ciche mruczenie wydobywa się z jego gardła, gdy kładę dłonie na jego torsie, chcąc go odepchnąć.
- Niall.
- Słucham?
- Moje imię to Niall.
- Nil?
- Niall, kochanie.
- Ciężkie masz imię, Robercie.
- Nigdy nie mów imienia mężczyzny, chyba, że będzie ono moje. - charczy tuż przy moim uchu, ponowie podnosząc mnie w górę za spód moich ud. Zmusza mnie do owinięcia jego bioder nogami, ale odchylam się, przez co napina się i trzyma mnie mocniej w dole pleców. - I nigdy więcej nie chowaj się przede mną, ani nie uciekaj.
- Dlaczego mam tego nie robić, Haroldzie?
- Nie chcesz mnie zdenerwować, kochanie.
Cmoka mój nos, ruszając w drogę powrotną do swojego domu. Przejeżdża swoją dłonią w górę moich pleców i mocno na nie naciska, a moja głowa ląduje na jego ramieniu. Dla własnego bezpieczeństwa ulegam i obejmuję jego kark.
- Twój pies wróci?
- Pies?
- Przebiegł obok ciebie, nie uwierzę, że go nie zauważyłeś. - mruczę sennie przy jego uchu, na co śmieje się cicho. Ogarnia mnie nagłe zmęczenie po poczuciu ciepła jego ciała.
- Wróci, nie martw się. - wzdycha, gładząc moje plecy. Przyciska mnie do siebie mocniej, gdy wyczuwa, jak rozluźniam się, aby zasnąć.
//\\
Wciągam powoli powietrze, wybudzając się ze snu. Chwilę zajmuje mi znalezienie powodu mojej pobudki, ale w końcu rejestruję je wszystkie. O szybę okna z głośnym echem odbijają się duże krople deszczu. W pokoju co chwilę robi się jasno przez błyskawice poprzedzane częstymi grzmotami. Moje ciało jest kołysane w szaleńczym rytmie a przy moim uchu słyszę płytki i urwany oddech. Przecieram delikatnie oczy po ponownym ich otwarciu i odwracam się w ramionach Nialla. Jego szeroko otwarte, jasne oczy są utkwione w oknie i co chwilę wypuszczają krokodyle łzy.
- Niall? - przenosi na mnie swój wystraszony wzrok, uchylając usta. Przyciska mnie do siebie jeszcze mocniej, uspokajając swój poszarpany oddech. - Boisz się burzy? - obejmuję jego kark, chcąc dodać mu otuchy. Mruczy w zgodzie, pociągając przy tym nosem. Odsuwam się lekko i wyciągam, aby dotknąć podstawy lampki dwa razy, tak jak pokazał mi to Niall, dzięki czemu w pokoju robi się jaśniej. Mężczyzna przez chwilę rozluźnia swój uścisk, ale wzmacnia go ponownie po kolejnym grzmocie. - Zasłonię okno, dobrze?
- Nie, nie zostawiaj mnie. - skamle, wbijając palce w moją skórę. Podskakuje, gdy błyskawica przecina niebo, jeszcze bardziej rozświetlając pomieszczenie i tym razem zaciska pięści na koszulce, w którą sam mnie ubrał, dosłownie naciągając materiał na mój brzuch.
- Więc chodź ze mną.
Niall gwałtownie podnosi się z miejsca, przez co ponownie tej nocy obejmuję go nogami w pasie i rękoma za kark. W kilku krokach pokonuje pokój, aby znaleźć się na jego drugim końcu i agresywnie pociągnąć za długą zasłonę, trzymając mnie mocno przy sobie jedną ręką. Kolejny grzmot roznosi się po okolicy, ale tym razem fioletowowłosy tylko delikatnie się napina. - Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? - besztam go, przyglądając się naszemu nikłemu cieniu, który tworzy mała lampka.
- Nie chciałem być sam.
- Chcesz napić się wody albo herbaty? Może ciepłego mleka?
- Mleko będzie w porządku.

Rozdział 2

- Chwilę, już go mam.
Sami zagryza wargę, gdy kolejny raz próbuje uderzyć słodkiego stworka pokebolem. Poprawiam swoją pozycję na ławce, rozglądając się po parku. Zatrzymuję wzrok na świetle wyłaniającym się zza małych krzaczków otaczających trawę i wsłuchuję się w warkot silnika, który ponownie zwiastuje przybycie zranionych chłopców. Moja teoria okazuje się jeszcze bardziej trafna, gdy po kilku sekundach na wąskiej ścieżce pojawiają się wcześniej spotkani przeze mnie mężczyźni. Kolega Brucea od razu lokuje na mnie swój wzrok, nie patrząc nawet na swoją drogę. Ponownie odwracam głowę do Samiego, gdy ten krzyczy radośnie a po chwili ściska mnie, klęcząc na ławce.
- Mam nowy level, Bree!
Ramiona bruneta puszczają moją skórę tak samo szybko jak jego ciało, które zostaje brutalnie odepchnięte na drugi koniec ścieżki. Podnoszę się gwałtownie, aby do niego podejść, ale zostaję pociągnięta do ponownego zajęcia miejsca.
- Witam ponownie, Bree.
Odwracam głowę w stronę właściciela ciężkiego głosu. Dzięki latarniom oświetlającym park mogę zobaczyć jego twarz, ale tym, co rzuca się w oczy jako pierwsze są jego fioletowe włosy. Parskam cicho ponownie spoglądając na Samiego trzymanego przez Brucea.
- Nie powitałeś mnie wcześniej.
Podejmuję ponowną próbę podniesienia się, która tym razem kończy się sukcesem. Podchodzę do przyjaciela, chcąc wyrwać go z rąk mulata, ale tym razem nie mam takiego szczęścia. Bruce z łatwością trzyma przy sobie nieprzytomnego bruneta, nawet nie trudząc się walką ze mną.
- Puść go. Nic wam nie zrobił.
- Owszem, zrobił. - w mniej niż sekundę moje ciało ponownie zostaje odciągnięte od Samiego ale tym razem zostaję przyklejona do pleców nieznanego mężczyzny, który jedną ręką podpiera moje nogi a drugą trzyma moje nadgarstki. - Dotykał tego, co moje. To chyba najgorsza rzecz jaką mógł zrobić.
- Park jest własnością miasta, z tego co mówi tabliczka.
- Nie doceniasz się, kochanie. - fioletowowłosy kiwa głową na Brucea i rusza do wyjścia z parku nawet nie spoglądając na kolegę. Odwracam głowę na ile mogę, aby obserwować, jak mulat przeżuca Samiego przez swoje ramię i rusza w kierunku, z którego przyszliśmy.
- Gdzie idą?
- Do jego domu.
- Gdzie idziesz ty?
- Do mojego domu. I tak, idziesz ze mną.
//\\
Wiercę się niezręcznie na siedzeniu motoru, gdy mężczyzna zdejmuje mój kask. Korzystam z okazji do rozejrzenia się po okolicy, ale nie mogę zauważyć nic oprócz dużego domu, placu i niekończących się rzędów drzew. Podskakuję wystraszona, gdy mężczyzna podnosi mnie z łatwością po ułożeniu rąk na moich plecach i kolanach. Łapię jego kark, aby odbić nogi od jego ręki i wylądować stopami na ziemi, przytulona do niego. Odsuwam ręce, chcąc zrobić to z ciałem ale obejmuje mocno moją talię.
- Gdzie się tego nauczyłaś?
- Męska część moich znajomych lubi wrzucać dziewczyny do wody.
- Moja dziewczynka jest wysportowana. - uśmiecha się, przykładając usta do mojego czoła. Zostawia je tam przez sekundę, po czym ciągnie mnie w stronę domu.
- Twoja dziewczynka?
- Nie jesteś pełnoletnia, prawda?
- Jestem.
- Jeszcze lepiej. - uśmiecha się zadowolony, otwierając szeroko drzwi wejściowe i puszcza mnie przed sobą, aby zamknąć je na klucz. Odkłada go na wysoką półkę, nie odwracając ode mnie wzroku. - Chodź na moment. - kiwa na mnie dłonią, przez co robię krok w tył. Wywraca oczami nadal z uśmiechem i w sekundzie trzyma mnie przy sobie. Łapie moją dłoń i podnosi ją w górę, obejmując moją talię. Koniuszki moich palców ledwie sięgają drewnianego brzegu, więc przytula mnie po opuszczeniu dłoni. - Ile masz wzrostu?
- Metr siedemdziesiąt.
- Na pewno? - pochyla się do mojej szyi, muskając ją nosem. Ostrożnie rozdzielam jego dłonie i robię mały krok w przód, przez co skamle niezadowolony.
- Na pewno. - krzyżuję ręce na klatce piersiowej, odsuwając się do ściany. 
- Wydajesz się mniejsza, kochanie. - uśmiecha się rozbawiony i robi długi krok, znajdując się naprzeciw mnie. - Jesteś głodna czy idziemy spać?
- Nie zostanę u ciebie na noc, wykluczone. Po co w ogóle mnie tu  zabrałeś?
- Chcę spędzić czas z moją bratnią duszą. - splata dłonie pod moim tyłkiem, ciągnąc moje ciało w górę. Wiem, że chce, abym go przytuliła, ale nie robię tego, nie ruszając nawet ręką.
- Bratnią duszą? Jesteś jakimś czarodziejem? Może artystą? 
- Nie doceniasz mnie, kochanie. 

Rozdział 1

- Bree, zwymiotuję.
Chwieję się, gdy Eva ciągnie moje ciało w dół podczas swojego wymiotnego skłonu. Robię szybki krok w tył, przy okazji odgarniając jej włosy. Dziewczyna kaszle głośno, a dźwięk jej torsji zostaje zagłuszony przez głośne silniki kilku motorów. Zasłaniam lekko ubraną blondynkę dużą bluzą jej brata, starając się schować nas w cieniu ceglanego budynku. Eva przestaje wymiotować i prostuje się, wycierając usta rękawem swojej sukienki, gdy motory zatrzymują się za nami. Nie odwracam się, wiedząc że mogli nas nie zauważyć, a sama nie chcę zwracać na nas ich uwagi. Blondynka prostuje się, oddychając ciężko, więc opieram ją o ścianę, pilnując aby nie upadła.
- Lepiej ci? - szepczę, gdy łapie się za głowę. Kiwa nią lekko, więc puszczam ją powoli, aby wyciągnąć z plecaka butelkę wody. Gwałtownie odwracam głowę w bok, słysząc jakiś szmer ale mogę poczuć tylko powiew powietrza. Zamykam plecak i odkręcam wodę wkładając ją w dłoń Evy. Napełnia jej odrobiną usta i płucze je, wypluwając płyn pod czyjeś buty. Ciągnę wzrok w górę od czarnej skóry aż do cienia, za którym ukryta jest twarz naszego towarzysza.
- Co tu robicie, drogie panie? Oczywiście poza zabrudzaniem ulic naszego miasteczka.
Mężczyzna robi powolne kroki, wyłaniając się z cienia i ukazując nam swoją twarz. Jego usta wykrzywiają się w małym uśmiechu, a wokół ciemnych oczu pojawiają się lekkie zmarszczki.
- Wracamy do domu. - wzruszam ramionami, zakładając na nie szelki plecaka. Odwracam się do Evy, aby pociągnąć ją w stronę jej mieszkania. Mrugam dwukrotnie, gdy widzę jak blondynka wpatruje się w mulata jakby był ulubioną parą jej butów. - Eva?
- Twoja koleżanka chyba woli wrócić ze mną, nie sądzisz? - brunet poszerza swój uśmiech, ukazując proste zęby, połyskujące w świetle latarni. Opiera się o ścianę budynku obok, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Nie sądzę. - staję naprzeciw niego, od razu odwracając się przodem do Evy. Zapinam bluzę Samiego, uprzednio wciskając w jej rękawy ręce przyjaciółki. Nie zwraca uwagi na to, co robię skupiając ją jedynie na dosłownym obiekcie jej westchnień.
- Bruce. - ciężkie warknięcie stawia mężczyznę do pionu, a jego postawa prawie przypomina stanie na baczność. - Miałeś minutę na sprawdzenie swojej okolicy, a zostałeś w jednej uliczce.
- Przepraszam, ja tylko..
- Zamknij się. Kogo masz?
Odwracam się, po objęciu Evy ramieniem i spoglądam na mężczyznę, który do nas dołączył. Patrzy na mnie skupiony, nie mrugając, a jego oczy dosłownie świecą.
- Śliczna blondynka to Eva. Myślę, że chce być moja tak samo ja ja chcę, aby była moja. - twarz Brucea ponownie zostaje ozdobiona uśmiechem, ale tym razem widać w nim nutę strachu. - Niestety nie usłyszałem imienia opiekuńczej towarzyszki.
- Niestety go nie usłyszysz.
Delikatnie ciągnę Evę w stronę jej mieszkania, nie zwracając uwagi na jej fascynację mężczyzną, którego jutro i tak nie będzie pamiętać. Mijam jego znajomego, bacznie obserwowana przez jego jasne oczy.
//\\
- Bree, boli mnie głowa.
Kolejny jęk Evy roznosi się po jej sypialni, gdy wierci się na swoim łóżku, nie chcąc zasnąć. Wzdycham, podając jej drugą tabletkę w ciągu zaledwie godziny od naszego powrotu. Połyka ją jak kotka z francuskim podniebieniem, krzywiąc się na sam jej widok. Bierze duży łyk wody, którą podstawiam jej praktycznie pod nos, po czym ponownie opada na poduszki, tym razem zamykając oczy spokojniej. Zakrywam ją kołdrą i wychodzę z pomieszczenia, bez zbędnego hałasu. Przemierzam krótki korytarz i staję w progu kuchni, gdzie Sami zjada kolejny kawałek pizzy.
- Pójdę już. Powinna wreszcie zasnąć.
Chłopak podnosi wzrok ponad swój telefon i szybko przełyka zawartość swoich ust. Chrząka, chowając urządzenie do kieszeni spodni i zsuwa się z krzesła, ruszając w moją stronę.
- Odprowadzę cię.
- Nie musisz, poradzę sobie.
- Będzie miło z mojej strony. - uśmiecha się szeroko, prostując dumnie. - Może przy okazji złapię nowego pokemona.
Kręcę głową, rozbawiona jego dziecinnym szczęściem. Odbijam się biodrem od ściany, robiąc kilka kroków do wejścia, aby tam założyć buty i poczekać, aż zrobi to Sami. Chłopak włącza swoją ulubioną grę, gdy tylko wychodzimy przed ich blok i czeka kilka sekund, aby określić kierunek naszej podróży.
- Przez park masz bliżej, prawda?
- Tak.
- Chodźmy, jest tam rzadki pokemon.

Prolog

Miasteczko bez zasad.

Brzmi świetnie, prawda?

//\\

Fanfiction dostępne również na Wattpadzie,