niedziela, 2 października 2016

Rozdział 7

Zrzucam dłoń Nialla z mojej nogi, gdy ten ciągnie ją w górę. Chwytam ją oburącz, kiedy zbliża ją ponownie, ale puszczam wolno natychmiast po jego ostrzegawczym mruknięciu. Zadowolony gładzi palcami moje kolano, obserwując moją reakcję. Tym razem nie krzywię się, zostawiając wyraz twarzy bez emojci, ale zakładam nogę na nogę, tak aby choć trochę zgnieść nimi jego dłoń. Śmieje się cicho i smyra materiał spodni tylko kciukiem, na co krzyżuję moje ręce pod piersiami.

- Wiesz - zaczyna, przyglądając się swojej zablokowanej dłoni. - Nie sądziłem, że pierwsze spotkanie z twoją matką będzie miało taki charakter.

- Obudziłeś ją?

- Nie spała, kochanie. Spełniała swoje kobiece potrzeby jak i męskie potrzeby twojego ojca.

- Mój ojciec ma rodzinę w Japoni, a moja matka zarabia jako prostytutka.

Niall zaprzestaje swoim ruchom i patrzy na mnie zdziwiony, gdy utrzymuję na nim pewne spojrzenie. Nie okazuję żadnych emocji, ale najwyraźniej myśli, że jest mi przykro z tego powodu, ponieważ po łatwym uwolnieniu swojej dłoni, ponownie wciąga mnie na swoje kolana i przytula.

- Przepraszam, kochanie.

- Nic mi nie jest, przyzwyczaiłam się.

Fioletowowłosy odsuwa się lekko i marszczy brwi. Wzruszam ramionami, nie dziwiąc się jego reakcji. W naszym mieście pomimo takiej samej sytuacji dziesiątek rodzin, każdy dziwi się jak mogą tak żyć, nawet jeśli osoba z ich własnej jest zabójcą. - Po co znowu mnie tu zabrałeś?

- Jesteś mi potrzebna w pełnię i jeden dzień po niej. - podpiera moje plecy dłońmi i delikatnie kładzie mnie na środku dużego łóżka. Podpiera się rękoma po bokach mojej głowy a nogi kładzie na zewnątrz moich, stykając ze sobą moje uda i jego miednicę. - Strasznie mnie wtedy nosi.

- Nosi?

- Potrzebuję czyjegoś dotyku.

Opuszcza się na ramionach bez żadnego wysiłku i przykłada nos do mojego obojczyka, uważając, aby mnie nie zgnieść.

- Więc co miesiąc będziesz porywał mnie na dwa dni?

- Skąd. Będziesz ze mną już zawsze.

- Nie mam zamiaru.

- Ponownie; nie masz wyboru.

Wzdycham przeciągle, rezygnując z wojny słownej. Jego bezpodstawny argument potrafi zniszczyć wszystkie pyskówki, które wypełniają mój umysł. Kładę policzek na poduszcze, aby uciec od jego spojrzenia i wpatrywać się w elektroniczny zegar, wskazujący szóstą zero dwie. Czuję jak wciska swoją głowę ponad moim ramieniem i delikatnie szczypie zębami moją skórę, brnąc śladem w górę, do mojej szyi. - Czym jest bratnia dusza?

- To osoba, którą kochamy od pierwszego wejrzenia. Jest całym naszym światem i jedyną wybranką.

- Nie kocham cię, to powinno działać w dwie strony.

- Działa. Wkrótce zaczniesz.

- Jeszcze zapadniemy na miłość romantyczną, aha. - mruczę do siebie niewyraźnie, a Niall na szczęście zdaje się nie zwracać na to uwagi. - Dlaczego ty i Bruce warczecie jak psy?

Syczę cicho, gdy gryzie mnie dość mocno, ciągnąc w zębach moją skórę. Chcę przyłożyć dłoń do bolącego miejsca i odepchnąć go, ale przewiduje moje ruchy i kładzie się na mnie, splatając nasze ręce, zgięte w łokciach. - Co mówiłem o imionach?

- Dlaczego twoje oczy były czerwone?

- Sztuczka ze światłem.

- Dlaczego ten mężczyzna nazwał cię alfą?

- Pseudonim artystyczny.

Zdenerwowana zamykam oczy przez jego irytujące odpowiedzi. Czuję jak się uśmiecha a jego ciałem wstrząsa delikatny rechot. Kolejny raz w jego towarzystwie ogarnia mnie okropne zmęczenie, nie pozwalające mi otworzyć oczu. Zdejmuje ze mnie swój ciężar po ostatnim cmoknięciu mojej skóry i delikatnie układa mnie na swoim ciele po ułożeniu się w wygodnej pozycji. - Dobranoc, kochanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz