Siedzę sztywno na krańcu łóżka, obserwując jak Niall maszeruje z jednego końca pokoju do drugiego. Ciągnął już swoje włosy, strzykał palcami, zginał łokcie, kręcił szyją, drapał po klatce piersiowej i stukał palcami po brzuchu. Jego oczy nadal nie wróciły do swojej jasnej barwy, zostając w prawie czarnym odcieniu granatu, ale ostre zęby zniknęły zaraz po pierwszym westchnięciu. Zatrzymuje się gwałtownie i w sekundzie przyciska moje plecy do łóżka, zwisając nade mną. Tkwiący we mnie strach inicjuje przyspieszenie mojego oddechu i paniczne bieganie wzrokiem po twarzy fioletowowłosego.
- Spokojnie, kochanie. - Niall kładzie swoje palce na moim policzku i delikatnie go gładzi, co działa na mnie kojąco. Złe emocje zmniejszają się a moje ciało staje się rozluźnione. Wzrasta we mnie irytacja i bezsilność spowodowane niewiedzą dotyczącą tego efektu, ale opanowanie nie pozwala im się pokazać. - Już lepiej?
- Kim ty jesteś.
Złość i strach przed nieznanym, którym jest dla mnie fioletowowłosy sprawiają, że na jego twarzy pojawia się smutek. Jasne oczy zazwyczaj świecące światłem odbitym jakby gasną i zmniejszają swój rozmiar.
- Powinnaś zadać pytanie dotyczące tego, czym jestem.
- Nie jesteś przedmiotem.
- Prawdopodobnie. - przygląda mi się z uwielbieniem, błądząc wzrokiem pomiędzy moją twarzą a szyją. - Ale jestem też twoją własnością.
- Nie chcę, abyś nią był.
- W więzi bratnich dusz nie masz nic do gadania. Ty należysz do mnie a ja należę do ciebie.
- Co jeśli tego nie chcę?
Cichy i krótki śmiech opuszcza jego usta, gdy przez chwilę patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie możesz 'nie chcieć'. - powtarza moje słowa z pogardą, prawie je wypluwając. Zabiera swoją dłoń z mojego policzka i biegnie nią w dół mojej ręki, aby spleść nasze palce i położyć nasze kończyny tuż przy mojej głowie. - Jesteśmy sobie przeznaczeni, nic nie może na to wpłynąć. Tak samo jak Bruce i twoja przyjaciółka. Od pierwszego spotkania jest nim zauroczona a Bruce to bardziej typ niecierpliwca, więc nawet nie mrugniesz a już pochwali ci się, że nosi w sobie jego dziecko.
Otwieram szeroko oczy na jego słowa, a dolna warga bezwładnie opada, czyniąc mnie mniej atrakcyjną. Przez chwilę czuję się jak w transie, ale gdy dociera do mnie sens słów, które wypowiedział z ogromną lekkością, krztuszę się powietrzem.
- Żartujesz?
- Ani myślę, kochanie. Potomstwo to dla nas bardzo ważna sprawa. - uśmiecha się zadowolony, delikatnie gładząc mój brzuch. Przez ciężkie myśli nawet nie zauważyłam kiedy położył na nim swoje dłonie.
- Nigdy! - odpycham go całą siłą, którą w sobie znajduję, co udaje mi się dzięki temu, iż nie jestem w jego objęciach. Zaskoczony prawie spada z łóżka, gdy odrzucam go, jak się okazuje, w lewo a sama cofam się szybko do samego końca materaca, chowając wśród poduszek. Powoli staje na nogach, pokazując swoją władczą postawę a jego oczy ponownie zmieniają kolor na czerwony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz