sobota, 1 października 2016

Rozdział 5

- Bree?

Uśmiecham się do Samiego i bez pytania przekraczam próg mieszkania, uważając aby nie szturchnąć kubka z herbatą, który trzyma w prawej dłoni. Zamyka za mną drzwi, gdy ściągam buty i ruszam do pokoju Evy, aby przespać tę noc na połowie jej wygodnego łóżka. Moja dłoń prawie dotyka klamki, ale ręka Samiego skutecznie ją odciąga. - Co?

- Jest tam facet, który mnie tu przyniósł.

- Bruce?

- Jeśli tak się nazywa. - wzdycha, odkładając trzymany kubek na komodę, która stoi pomiędzy drzwiami ich pokoi. - Nie! - piszczy cicho, tym razem uderzając moją dłoń, którą chcę nacisnąć klamkę. - Gdy tam wszedłem dosłownie warczał na mnie jak jakiś buldog i prawie zaatakował.

- Przesadzasz. - wywracam oczami i wpadam do pokoju Evy z Samim uczepionym mojego ramienia. Bruce, który leżał spokojnie, przytulony do brzucha blondynki podnosi się agresywnie na jej łóżku, kucając i wyszczerzając zęby w dziwnym i nieprzyjaznym geście. - Łoł.

- Pani. - mulat odchrząkuje, natychmiast schodząc z łóżka i prostując swoją postawę. - Powinnaś być z Niallem.

- Raczej nie tobie oceniać z kim powinnam być. - krzyżuję ramiona na klatce piersiowej, gdy ten spuszcza swoją głowę. Sami, nabierając przypływu pewności siebie podchodzi do swojej siostry i sprawdza czy wszystko z nią w porządku. Bruce widząc na niej jego ręce warczy cicho, ale natychmiast wraca do pionu po moim chrząknięciu.

- Przepraszam.

- Myślę, że powinieneś już iść. - robię krok w bok, aby zasygnalizować mu niechęć do jego towarzystwa. Przygląda się chwilę moim oczom, ale odwraca głowę w stronę łóżka, zatrzymując swój wzrok na Evie.

- Nie mogę. Jest moją bratnią duszą.

//Niall\\

Zdenerwowany do granic możliwości zsiadam z motoru, zostawiając go jednemu z mężczyzn, którzy przyjechali tu ze mną. Robię ledwo dwa kroki i słyszę, jak maszyna upada na asfalt. Zamykam oczy i w myślach morduję durnia, który odważył się to zrobić, ale ruszam dalej, nie odwracając się, ku jego uldze. Ciągnę za klamkę głównego wejścia do bloku, a gdy ta nie chce ustąpić, szarpię nią mocno, prawie wyrywając drzwi z zawiasów. Pokonuję trzy piętra, przeskakując co dwa lub trzy schodki i staję przed drzwiami mieszkania, którego szukałem. Naciskam na klamkę, która tym razem ustępuje z łatwością i wchodzę wgłąb korytarza, słysząc jednoznaczne dźwięki z jego końca. Popycham kolejne drzwi a moja złość zamienia się we wściekłość, gdy widzę nagiego mężczyznę poruszającego się na leżącej pod nim kobiecie. Natychmiast dopadam do niego, przyciskając jego ciało do materaca. Ściskam jego gardło, gdy kobieta krzyczy piskliwie i zakrywa się prześcieradłem. Przywracam moje oczy do normalności i puszczam mężczyznę, ponieważ krzyk nie należy do Bree. Odwracam głowę do ściany, spotykając twarz kobiety, która w małym stopniu przypomina brunetkę. Zdziwiony wstaję z łóżka i odsuwam się kilka kroków, a gdy chcę przeanalizować sytuację moją głowę wypełnia podniesiony głos Bree, dochodzący sprzed wejścia do budynku.

- Puść mnie, robisz mi krzywdę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz