sobota, 2 grudnia 2017

Rozdział 21

Moje oczy zostają szczelnie zamknięte, gdy Niall obejmuje moje ciało, myśląc, że śpię. Jego dłoń zaciska się na materiale koszulki, gdy stara się nie dotykać bezpośrednio odkrytej skóry. Ciągnie ubranie w dół, zasłaniając moje plecy i brzuch. Mam ochotę roześmiać się na jego zachowanie, teraz tak delikatne.

- Bree - szept opuszcza jego usta przed cichym i długim westchnieniem. Jego wzrok musiał paść na jeszcze świeże rany, których, na jego szczęście, nie trzeba było szyć. - Porozmawiaj ze mną, proszę. Twoje serce bije nierówno, nie śpisz, kochanie.

- Jak możesz nazywać mnie kochaniem? Żadne z nas nie kocha siebie wzajemnie.

- Nigdy tak nie mów, Bree. Kocham cię najbardziej na świecie i wiem, że czujesz to samo.

- Nie kocham cię, Niall. Nigdy tak nie było.

Czuję ból w sercu, gdy obracam się w jego ramionach, aby spojrzeć w jego oczy. Uśmiecha się lekko, lecz sekundę później jego twarz zapada się a oczy napełniają łzami.

- Bree..

- Nie. Przeprowadzam się do ojca.

//\\

- Bree, to nie jest dobra decyzja.

Wywracam oczy w tył, słysząc słowa mamy, których od początku oczekiwałam. Kobieta siedzi naprzeciw mnie, grzebiąc widelcem w jajecznicy, którą przygotowała.

- Owszem, jest. Wystarczy spojrzeć na twoje życie. Poświęcasz dla mnie całą siebie, dosłownie.

Moja wypowiedź zostaje przerwana przez głośny odgłos otwieranych drzwi i dynamiczne kroki przynajmniej dwóch osób. Sekundę później w wejściu do kuchni stają nie tylko Eva i Sam, ale także ku mojemu zdziwieniu, Bruce. Załzawione oczy dziewczyny odnajdują moją sylwetkę, aby jej ramiona po chwili ściskały moje ciało.

- Nawet o tym nie myśl, psycholko.

Zanim zdążam zapytać o co jej chodzi, ramiona Samiego owijają mój brzuch, a on sam klęka przy moim boku.

- Nigdzie się stąd nie ruszasz, świrze.

Spuszczam głowę, aby skrzyżować wzrok z Samim. Jego piękne oczy są załzawione, ale mimo to uśmiecha się lekko.

- Wstań. - proszę cicho, czując moje oczy zaczynają piec. 

- Jeśli obiecasz, że nie wyjedziesz. 

- Dobrze, wstań, proszę - chłopak uśmiecha się szeroko i powoli podnosi, uważając na siostrę, która nadal obejmuje moją szyję, łkając w moje ucho. - Eva. - szepczę błagalnie, wtulając się w klatkę piersiową przyjaciółki, gdy pierwsza łza wypływa spod mojej powieki.

- Nie chcemy nic na tobie wymuszać, ani o nic oskarżać, pani, ale..

Unoszę głowę, aby spojrzeć na Bruce'a, który stoi obok Evy, gładząc jej plecy. - Nie nazywaj mnie panią. - śmieję się krótko i pociągam nosem, przerywając jego wypowiedź.

- Przepraszam. Chodzi o Nialla, o was.

- Nie chcę o nim słyszeć, Bruce.

- Obawiam się,że musisz - Eva odsuwa się powoli od mojego ciała, ocierając przy tym mokre policzki. - Pobił już trzech swoich ludzi i zdemolował cały dom. Nie przestanie dopóki nie zniszczy sam siebie, Bree.

- To już nie mój problem. Jeśli chodziło wam tylko o niego, żegnam. 

niedziela, 19 listopada 2017

Epilog

Bruce pomaga mi zsiąść z motoru i, nie czekając na mnie, podchodzi do wysokiego mężczyzny, siedzącego na schodach przed domem Nialla. Stawiam powolne kroki w ich stronę, poprawiając rozwiane włosy. W towarzyszu Bruce'a rozpoznaję mężczyznę, za którym chowałam się orzed Niallem.

- Teraz siedzi w kącie za rozwaloną szafą i płacze. Jeśli masz zamiar do niego podejść to lepiej przygotuj się na długą regenerację.

Krzywię się, gdy na jego ciele dostrzegam głębokie i długie zadrapania. Zagryzam wargę i powoli ruszam do wnętrza domu, odprowadzana ich spojrzeniami. Ostrożnie przechodzę po wyważonych drzwiach, omijając przy tym potłuczone szkło i duże odłamki tynku. Przechodzę przez korytarz jak najszybciej, aby znaleźć się w salonie, który nie wygląda lepiej.

- Wynoś się.

Odwracam głowę w stronę głosu fioletowowłosego, aby zobaczyć go skulonego za pozostałościami znanej mi szafy. Jego koszulka jest rozdarta i poplamiona krwią, tak samo jak jego dłonie. Unosi głowę i wbija we mnie czerwone, załzawione oczy. Jego wzrok łagodnieje a tęczówki wracają do błękitnego koloru, gdy podnosi się niezdarnie, pociągając nosem.

- Przepraszam - mamrocze. - myślałem, że to Mark.

Wzruszam ramionami, nie wiedząc jak się zachować. Z jednej strony chciałabym przytulić go jak najmocniej, lecz z drugiej spoliczkować równie mocno.

- Moi przyjaciele są zaaferowani twoim stanem, a Bruce dosłownie siłą zaciągnął mnie na motor. Jak widzę mieli powody.

Na twarzy fioletowowłosego przez chwilę pojawia się uśmiech, lecz szybko wraca do poprzedniego, pesymistycznego wyrazu.

- Nie chciałaś wrócić do mnie sama?

- Nie. Nienawidzę cię.

- Bree - mój pewny ton sprawia, że z jego oka ucieka pojedyńcza łza. - Proszę, nie mów tak. Wiem, że mnie kochasz.

Wzdycham, stawiając ostrożne kroki w stronę sofy, która jest zaskakująco czysta. Przecieram materiał dłonią, zrzucając z niego małe odłamki tynku, po czym zajmuję przygotowane miejsce. - Nie wiem co czuję, Niall.

Mężczyzna stawia kilka kroków, aby zająć miejsce obok mnie. Lustruję go ponownie, ale odwracam wzrok, gdy napotykam jego oczy wpatrzone w moją twarz. - Daj rękę. - prosi cicho, wyciągając dłoń w moją stronę. Krzywię się, widząc na niej krew. Zauważa to i powoli odsuwa ode mnie kończynę, wzdychając cicho. - Pamiętasz jak się we mnie zakochałaś?

Kiwam głową, a moje spojrzenie automatycznie przesuwa się na jego klatkę piersiową. Moja dłoń drga kiedy wyciągam ją w stronę jego ciała. Uważnie ją obserwuje, starając się nie poruszyć. Przykładam palce do rozdarcia na koszulce w miejscu, w którym bije jego serce. Czuję ciepło rozchodzące się po moim ciele, gdy Niall obejmuje moją talię i przyciąga mnie do siebie, aby delikatnie połączyć swoje usta z moimi.

- Kocham cię, Niall.