sobota, 17 września 2016

Rozdział 2

- Chwilę, już go mam.
Sami zagryza wargę, gdy kolejny raz próbuje uderzyć słodkiego stworka pokebolem. Poprawiam swoją pozycję na ławce, rozglądając się po parku. Zatrzymuję wzrok na świetle wyłaniającym się zza małych krzaczków otaczających trawę i wsłuchuję się w warkot silnika, który ponownie zwiastuje przybycie zranionych chłopców. Moja teoria okazuje się jeszcze bardziej trafna, gdy po kilku sekundach na wąskiej ścieżce pojawiają się wcześniej spotkani przeze mnie mężczyźni. Kolega Brucea od razu lokuje na mnie swój wzrok, nie patrząc nawet na swoją drogę. Ponownie odwracam głowę do Samiego, gdy ten krzyczy radośnie a po chwili ściska mnie, klęcząc na ławce.
- Mam nowy level, Bree!
Ramiona bruneta puszczają moją skórę tak samo szybko jak jego ciało, które zostaje brutalnie odepchnięte na drugi koniec ścieżki. Podnoszę się gwałtownie, aby do niego podejść, ale zostaję pociągnięta do ponownego zajęcia miejsca.
- Witam ponownie, Bree.
Odwracam głowę w stronę właściciela ciężkiego głosu. Dzięki latarniom oświetlającym park mogę zobaczyć jego twarz, ale tym, co rzuca się w oczy jako pierwsze są jego fioletowe włosy. Parskam cicho ponownie spoglądając na Samiego trzymanego przez Brucea.
- Nie powitałeś mnie wcześniej.
Podejmuję ponowną próbę podniesienia się, która tym razem kończy się sukcesem. Podchodzę do przyjaciela, chcąc wyrwać go z rąk mulata, ale tym razem nie mam takiego szczęścia. Bruce z łatwością trzyma przy sobie nieprzytomnego bruneta, nawet nie trudząc się walką ze mną.
- Puść go. Nic wam nie zrobił.
- Owszem, zrobił. - w mniej niż sekundę moje ciało ponownie zostaje odciągnięte od Samiego ale tym razem zostaję przyklejona do pleców nieznanego mężczyzny, który jedną ręką podpiera moje nogi a drugą trzyma moje nadgarstki. - Dotykał tego, co moje. To chyba najgorsza rzecz jaką mógł zrobić.
- Park jest własnością miasta, z tego co mówi tabliczka.
- Nie doceniasz się, kochanie. - fioletowowłosy kiwa głową na Brucea i rusza do wyjścia z parku nawet nie spoglądając na kolegę. Odwracam głowę na ile mogę, aby obserwować, jak mulat przeżuca Samiego przez swoje ramię i rusza w kierunku, z którego przyszliśmy.
- Gdzie idą?
- Do jego domu.
- Gdzie idziesz ty?
- Do mojego domu. I tak, idziesz ze mną.
//\\
Wiercę się niezręcznie na siedzeniu motoru, gdy mężczyzna zdejmuje mój kask. Korzystam z okazji do rozejrzenia się po okolicy, ale nie mogę zauważyć nic oprócz dużego domu, placu i niekończących się rzędów drzew. Podskakuję wystraszona, gdy mężczyzna podnosi mnie z łatwością po ułożeniu rąk na moich plecach i kolanach. Łapię jego kark, aby odbić nogi od jego ręki i wylądować stopami na ziemi, przytulona do niego. Odsuwam ręce, chcąc zrobić to z ciałem ale obejmuje mocno moją talię.
- Gdzie się tego nauczyłaś?
- Męska część moich znajomych lubi wrzucać dziewczyny do wody.
- Moja dziewczynka jest wysportowana. - uśmiecha się, przykładając usta do mojego czoła. Zostawia je tam przez sekundę, po czym ciągnie mnie w stronę domu.
- Twoja dziewczynka?
- Nie jesteś pełnoletnia, prawda?
- Jestem.
- Jeszcze lepiej. - uśmiecha się zadowolony, otwierając szeroko drzwi wejściowe i puszcza mnie przed sobą, aby zamknąć je na klucz. Odkłada go na wysoką półkę, nie odwracając ode mnie wzroku. - Chodź na moment. - kiwa na mnie dłonią, przez co robię krok w tył. Wywraca oczami nadal z uśmiechem i w sekundzie trzyma mnie przy sobie. Łapie moją dłoń i podnosi ją w górę, obejmując moją talię. Koniuszki moich palców ledwie sięgają drewnianego brzegu, więc przytula mnie po opuszczeniu dłoni. - Ile masz wzrostu?
- Metr siedemdziesiąt.
- Na pewno? - pochyla się do mojej szyi, muskając ją nosem. Ostrożnie rozdzielam jego dłonie i robię mały krok w przód, przez co skamle niezadowolony.
- Na pewno. - krzyżuję ręce na klatce piersiowej, odsuwając się do ściany. 
- Wydajesz się mniejsza, kochanie. - uśmiecha się rozbawiony i robi długi krok, znajdując się naprzeciw mnie. - Jesteś głodna czy idziemy spać?
- Nie zostanę u ciebie na noc, wykluczone. Po co w ogóle mnie tu  zabrałeś?
- Chcę spędzić czas z moją bratnią duszą. - splata dłonie pod moim tyłkiem, ciągnąc moje ciało w górę. Wiem, że chce, abym go przytuliła, ale nie robię tego, nie ruszając nawet ręką.
- Bratnią duszą? Jesteś jakimś czarodziejem? Może artystą? 
- Nie doceniasz mnie, kochanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz