sobota, 2 grudnia 2017

Rozdział 21

Moje oczy zostają szczelnie zamknięte, gdy Niall obejmuje moje ciało, myśląc, że śpię. Jego dłoń zaciska się na materiale koszulki, gdy stara się nie dotykać bezpośrednio odkrytej skóry. Ciągnie ubranie w dół, zasłaniając moje plecy i brzuch. Mam ochotę roześmiać się na jego zachowanie, teraz tak delikatne.

- Bree - szept opuszcza jego usta przed cichym i długim westchnieniem. Jego wzrok musiał paść na jeszcze świeże rany, których, na jego szczęście, nie trzeba było szyć. - Porozmawiaj ze mną, proszę. Twoje serce bije nierówno, nie śpisz, kochanie.

- Jak możesz nazywać mnie kochaniem? Żadne z nas nie kocha siebie wzajemnie.

- Nigdy tak nie mów, Bree. Kocham cię najbardziej na świecie i wiem, że czujesz to samo.

- Nie kocham cię, Niall. Nigdy tak nie było.

Czuję ból w sercu, gdy obracam się w jego ramionach, aby spojrzeć w jego oczy. Uśmiecha się lekko, lecz sekundę później jego twarz zapada się a oczy napełniają łzami.

- Bree..

- Nie. Przeprowadzam się do ojca.

//\\

- Bree, to nie jest dobra decyzja.

Wywracam oczy w tył, słysząc słowa mamy, których od początku oczekiwałam. Kobieta siedzi naprzeciw mnie, grzebiąc widelcem w jajecznicy, którą przygotowała.

- Owszem, jest. Wystarczy spojrzeć na twoje życie. Poświęcasz dla mnie całą siebie, dosłownie.

Moja wypowiedź zostaje przerwana przez głośny odgłos otwieranych drzwi i dynamiczne kroki przynajmniej dwóch osób. Sekundę później w wejściu do kuchni stają nie tylko Eva i Sam, ale także ku mojemu zdziwieniu, Bruce. Załzawione oczy dziewczyny odnajdują moją sylwetkę, aby jej ramiona po chwili ściskały moje ciało.

- Nawet o tym nie myśl, psycholko.

Zanim zdążam zapytać o co jej chodzi, ramiona Samiego owijają mój brzuch, a on sam klęka przy moim boku.

- Nigdzie się stąd nie ruszasz, świrze.

Spuszczam głowę, aby skrzyżować wzrok z Samim. Jego piękne oczy są załzawione, ale mimo to uśmiecha się lekko.

- Wstań. - proszę cicho, czując moje oczy zaczynają piec. 

- Jeśli obiecasz, że nie wyjedziesz. 

- Dobrze, wstań, proszę - chłopak uśmiecha się szeroko i powoli podnosi, uważając na siostrę, która nadal obejmuje moją szyję, łkając w moje ucho. - Eva. - szepczę błagalnie, wtulając się w klatkę piersiową przyjaciółki, gdy pierwsza łza wypływa spod mojej powieki.

- Nie chcemy nic na tobie wymuszać, ani o nic oskarżać, pani, ale..

Unoszę głowę, aby spojrzeć na Bruce'a, który stoi obok Evy, gładząc jej plecy. - Nie nazywaj mnie panią. - śmieję się krótko i pociągam nosem, przerywając jego wypowiedź.

- Przepraszam. Chodzi o Nialla, o was.

- Nie chcę o nim słyszeć, Bruce.

- Obawiam się,że musisz - Eva odsuwa się powoli od mojego ciała, ocierając przy tym mokre policzki. - Pobił już trzech swoich ludzi i zdemolował cały dom. Nie przestanie dopóki nie zniszczy sam siebie, Bree.

- To już nie mój problem. Jeśli chodziło wam tylko o niego, żegnam. 

niedziela, 19 listopada 2017

Epilog

Bruce pomaga mi zsiąść z motoru i, nie czekając na mnie, podchodzi do wysokiego mężczyzny, siedzącego na schodach przed domem Nialla. Stawiam powolne kroki w ich stronę, poprawiając rozwiane włosy. W towarzyszu Bruce'a rozpoznaję mężczyznę, za którym chowałam się orzed Niallem.

- Teraz siedzi w kącie za rozwaloną szafą i płacze. Jeśli masz zamiar do niego podejść to lepiej przygotuj się na długą regenerację.

Krzywię się, gdy na jego ciele dostrzegam głębokie i długie zadrapania. Zagryzam wargę i powoli ruszam do wnętrza domu, odprowadzana ich spojrzeniami. Ostrożnie przechodzę po wyważonych drzwiach, omijając przy tym potłuczone szkło i duże odłamki tynku. Przechodzę przez korytarz jak najszybciej, aby znaleźć się w salonie, który nie wygląda lepiej.

- Wynoś się.

Odwracam głowę w stronę głosu fioletowowłosego, aby zobaczyć go skulonego za pozostałościami znanej mi szafy. Jego koszulka jest rozdarta i poplamiona krwią, tak samo jak jego dłonie. Unosi głowę i wbija we mnie czerwone, załzawione oczy. Jego wzrok łagodnieje a tęczówki wracają do błękitnego koloru, gdy podnosi się niezdarnie, pociągając nosem.

- Przepraszam - mamrocze. - myślałem, że to Mark.

Wzruszam ramionami, nie wiedząc jak się zachować. Z jednej strony chciałabym przytulić go jak najmocniej, lecz z drugiej spoliczkować równie mocno.

- Moi przyjaciele są zaaferowani twoim stanem, a Bruce dosłownie siłą zaciągnął mnie na motor. Jak widzę mieli powody.

Na twarzy fioletowowłosego przez chwilę pojawia się uśmiech, lecz szybko wraca do poprzedniego, pesymistycznego wyrazu.

- Nie chciałaś wrócić do mnie sama?

- Nie. Nienawidzę cię.

- Bree - mój pewny ton sprawia, że z jego oka ucieka pojedyńcza łza. - Proszę, nie mów tak. Wiem, że mnie kochasz.

Wzdycham, stawiając ostrożne kroki w stronę sofy, która jest zaskakująco czysta. Przecieram materiał dłonią, zrzucając z niego małe odłamki tynku, po czym zajmuję przygotowane miejsce. - Nie wiem co czuję, Niall.

Mężczyzna stawia kilka kroków, aby zająć miejsce obok mnie. Lustruję go ponownie, ale odwracam wzrok, gdy napotykam jego oczy wpatrzone w moją twarz. - Daj rękę. - prosi cicho, wyciągając dłoń w moją stronę. Krzywię się, widząc na niej krew. Zauważa to i powoli odsuwa ode mnie kończynę, wzdychając cicho. - Pamiętasz jak się we mnie zakochałaś?

Kiwam głową, a moje spojrzenie automatycznie przesuwa się na jego klatkę piersiową. Moja dłoń drga kiedy wyciągam ją w stronę jego ciała. Uważnie ją obserwuje, starając się nie poruszyć. Przykładam palce do rozdarcia na koszulce w miejscu, w którym bije jego serce. Czuję ciepło rozchodzące się po moim ciele, gdy Niall obejmuje moją talię i przyciąga mnie do siebie, aby delikatnie połączyć swoje usta z moimi.

- Kocham cię, Niall.

niedziela, 15 października 2017

Rozdział 20

Moje plecy zderzają się z twardą ścianą mojego pokoju, gdy Niall napiera swoim ciałem na moje. Jego ręce trzymają mocno moje nadgarstki, a klatka piersiowa przyciska się jeszcze bardziej do mojej z każdym głębokim wdechem, którymi stara się uspokoić.

- Niall, puść mnie.

Moja prośba zostaje odrzucona. Fioletowowłosy przez chwilę łączy nasze spojrzenia, po czym ciągnie mnie w stronę łóżka. Jego siła miota mną jak lalką, popychając na materac. Nie mam najmniejszej szansy na ucieczkę, ponieważ od razu kładzie swoje ciało na moim. Jego ręce wsuwają się pod jego koszulkę, którą mam na sobie i zatrzymują na moich łopatkach. Spinam mięśnie pleców, nie wiedząc co może zrobić. Jego nadal czerwone oczy wpatrują się w moje, ale nie ma w nich ani krzty miłości, z którą zwykł na mnie patrzeć.

- Niall

- Zamknij się, szmato. - jego nagłe wtargnięcie w moje zdanie chwilowo odwraca moją uwagę od jego dłoni, która wydostaje się spod mojego ciała i znajduje swoje miejsce na mojej szyi, zostawiając na niej długie zadrapania.

Wciągam głośno powietrze na rozdzierający ból i szczypanie, zastygając w miejscu. Czuję jak krew powoli zbiera się w otwartych szczelinach, aby za chwilę spłynąć po mojej szyi.

Mężczyzna, nie zwracając na to uwagi, ciągnie dłoń w dół mojego ciała. Czuję jego przerośnięte paznokcie, drażniące moją skórę. Zatrzymuje palce na moim biodrze, a jego twarz powoli zbliża się do mojej. Jego usta zostawiają mokry ślad na moim policzku, brnąc w dół mojej szczęki. Zatrzymuje się tuż nad ranami, które stworzył, a z jego gardła wydobywa się cichy warkot.

- Bree. - jego szept drży, gdy powoli odsuwa się od mojego ciała. Moja dłoń natychmiast ląduje na jego policzku, po czym zrywam się z łóżka, aby wybiec do łazienki. Lewa strona mojej szyi w całości pokryta jest krwią, która powoli leci w dół na mój obojczyk.

- Bree? - cichy głos Evy roznosi się po łazience, gdy zaciekawiona dziewczyna wraz ze swoim bratem staje w drzwiach pomieszczenia. W lustrze, przed którym stoję widzę jej przerażoną twarz, gdy zauważa odbicie mojej szyi. - Co się stało? - dziewczyna podbiega do mnie w ułamku sekundy, odwracając moje ciało przodem do siebie. Wyrywam się z uścisku jej dłoni, łapiąc ręcznik wiszący przy umywalce. Otwieram kran, pochylając się i obmywam rany wodą. Wkładam róg ręcznika pod bierzącą wodę, po czym przykładam go do nadal mokrej skóry.

- Nie chcę go więcej widzieć. - unoszę wzrok, aby ujrzeć swoje twarde spojrzenie oraz zapłakaną twarz Nialla, trzymanego przez Samiego w progu łazienki.

piątek, 22 września 2017

Rozdział 19

- Sami, jeśli ja cię nie zamorduję, to z chęcią zrobi to Niall.
- Cicho - zostaję uciszona przez zdenerwowany głos przyjaciela. Brunet naciska dłonią na moje ramię, aby zrobić miejsce w drzwiach. - Eva. - wychyla się na korytarz, gdy po wejściu do mieszkania jego siostra stoi nadal schowana przy drzwiach. Łapie jej rękę i delikatnie wciąga do środka.
- Co się stało?
Zapłakana Eva staje w drzwiach mojego domu. Jej czerwone oczy wpatrzone są w podłogę, pomimo podniesionej wysoko głowy. Przenoszę wzrok na Samiego, gdy nie otrzymuję odpowiedzi, lecz jego nerwowa postawa nie daje wielkich nadziei na uzyskanie informacji.
Przesuwam dziewczynę do środka mieszkania, zamykam za nią drzwi i ciągnę oboje przyjaciół do kuchni. Sadzam Evę na krześle przy stole, czekając aż w końcu się odezwie.
- Pochwal się co zrobił twój ukochany. Przecież był taki szczęśliwy. Pewnie już pochwalił się swojemu szefowi.
- Samuel. - upominam go, widząc kolejne łzy w oczach przyjaciółki. Brunet chce skierować kolejne wyrzuty pod moim adresem, ale nie pozwala mu na to szept jego siostry.
- Jestem w ciąży.
Natychmiast odwracam głowę w jej stronę, powoli przyjmując do wiadomości nową informację. Eva obejmuje swoje ramiona i zawstydzona spuszcza wzrok.
- To nie są łzy szczęścia. Bruce coś ci zrobił?
Stawiam krok bliżej dziewczyny i łapię jej dłoń, aby dać jej choć odrobinę wsparcia.
- Bruce jest szczęśliwy, bardzo się ucieszył. Po prostu.. czuję się wykorzystana. Powiedziałam mu o tym pięć dni temu i od tego czasu przestał się mną interesować. Odkąd go poznałam przychodził do mnie codziennie. Był uroczy, wręcz cudowny. Prawie codziennie lądowaliśmy w łóżku, mówił, że bardzo chce mieć ze mną jak najwięcej dzieci. A teraz nawet nie przyjedzie, aby mnie przytulić, czy powiedzieć, że jest przy mnie i nadal mnie kocha.
- Eva - puszczam dłoń przyjaciółki, aby zamknąć ją w mocnym uścisku, gdy ta przerywa swoją wypowiedź przez głośny szloch, który wstrząsa jej ciałem. - Proszę, nie płacz. Bruce cię kocha, jesteś jego bratnią duszą.
- Tęsknię za nim, Bree. Chcę, żeby był przy mnie. - dziewczyna wylewa z siebie kolejne łzy, wtulając twarz w koszulkę Nialla, którą mam na sobie.
Nie odzywam się, najzwyczajniej nie wiedząc jak ją pocieszyć. Odwracam głowę do Samiego, który stoi cicho od mojego upomnienia. Z bólem wpatruje się w siostrę, zapewne żałując wyrzutów, które do niej kierował. Gdy jego wzrok na chwilę spotyka się z moim, zachęcam go do przytulenia siostry, dyskretnym skinieniem. Powoli odsuwam się od przyjaciółki, aby pozwolić jej wtulić się w brata, przez co, niestety, wybucha jeszcze głośniejszym płaczem. Przyglądam się im ze smutkiem, ale odwracam wzrok do okna, gdy kuchnia rozświetla się bardziej pod wpływem błyskawicy, a po mieszkaniu roznosi się głośny i długi grzmot.
- Niall. - szepczę do siebie, po czym od razu zrywam do biegu w stronę swojego pokoju. Wpadam do środka, nie zwracając uwagi na wywołany hałas, ale świecące, czerwone oczy zatrzymują mnie w progu.
Fioletowowłosy nie trzęsie się pod kołdrą ani nie wypuszcza krokodylich łez, lecz stoi na środku pomieszczenia, a jego rozpalone oczy ostrzegają, że w każdej chwili może rzucić się na mnie, nie panując nad swoją złością.

środa, 9 sierpnia 2017

Rozdział 18

- Więc jest twoim chłopakiem?

- Nie wiem, mamo. Chyba tak.

Odkąd Niall odwiózł mnie do mieszkania, odprowadził pod same drzwi i kilkukrotnie pocałował po wyznaniu miłości i ponownej prośbie o nie wychodzeniu na zewnątrz jestem zasypywana znaczącymi spojrzeniami mamy z jej szerokim uśmiechem.

- Był dziś bardzo uroczy.

Śmieję się na jej stwierdzenie, ponownie wpisując słowa "bratnia dusza" do wyszukiwarki w telefonie. Nic nie zmieniło się od ostatniego przeszukiwania internetu. Bratnia dusza to nadal idealny partner, którym Niall mimo wszystko nie jest. Blokuję telefon i odkładam go na stół, równo z dzwonkiem, który roznosi się po mieszkaniu.

- Otworzę.

Wstaję z krzesła, aby nie przerywać mamie w przygotowywaniu obiadu, na który czekam z niecierpliwością. W drodze do drzwi dopada mnie mała nadzieja, że to Niall, który nie odzywa się od kilku godzin. Naciskam na klamkę i ciągnę ją do siebie, aby ujrzeć na korytarzu starszego, postawnego mężczyznę. Uśmiecha się szeroko, jego ręka oparta jest na ścianie a nogi skrzyżowane, aby czubkiem prawego buta mógł uderzać o płytki podłogowe.

- Witaj, kochanie. - jego uśmiech staje się jeszcze większy, gdy mierzy mnie wzrokiem, gładząc dłonią swoją brodę i policzek. - Nie sądzę, abyś wyglądała tak młodo jak na swój wiek. Jest twoja mamusia?

Krzywię się na jego głos. Jest nieprzyjemny dla uszu bardziej niż śpiew Samiego. Chcę wypowiedzieć wiązankę brzydkich słów na temat gościa, po czym zamknąć mu drzwi przed nosem, ale ubiega mnie mama, która pojawia się za moją nadal wyciągniętą ręką, którą trzymam klamkę. - Mówiłam, żebyś przyszedł jutro.

- Kochanie, natura nie ma terminarzu. Szczególnie męska.

Unoszę kpiąco brew, rozbawiona jego słowami. Ten facet idealnie reprezentuje większość męskiej części miasteczka.

- Bree, idź do siebie.

Odwracam głowę w stronę mamy, gdy zaciska palce na moim ramieniu. Jej oczy są utkwione w nieproszonym gościu.

- Możesz zostać z nami. Będę na to nawet nalegać.

Wracam wzrokiem do mężczyzny, stojącego w naszych drzwiach, gdy ten równo z wypowiedzianymi przez siebie słowami stawia długi krok do mieszkania, aby objąć moją talię. Wzdrygam się przez jego gest i chcę natychmiast uciec od jego rąk, ale moje plany zostają wyprzedzone przez fioletowowłosego, który pojawia się za mężczyzną. Natychmiast odciąga nieznajomego od mojego ciała i popycha go na korytarz. Jego siła sprawia, że nieprzyjaciel cofa się panicznie, lądując na ścianie, tuż obok drzwi sąsiadów z naprzeciwka. Niall w sekundzie znajduje się obok niego, kolejny raz trzymając kogoś za szyję.

- Nie zabiję cię tylko ze względu na psychikę mojej dziewczyny i jej matki. Ale jeśli spotkamy się sam na sam.. - fioletowowłosy nie kończy zdania, lecz robi to bardziej trafnym gestem. Jego paznokcie zatapiają się w skórze mężczyzny, natychmiast przecinając ją do krwi. Syk ranionego roznosi się po klatce schodowej, gdy Niall jednym ruchem zostawia czerwone ślady na drodze od jego szyi do serca, rozdzierając przy tym koszulę mężczyzny. Odsuwa się od niego, popychając w stronę schodów, z których ten prawie spada. Fioletowowłosy nie zwraca uwagi na mężczyznę, który próbuje powstrzymać krwawienie ze swoich ran. Podchodzi do drzwi, odrywając moją dłoń od klamki, którą nadal ściskam. - Hej, kochanie. - uśmiecha się, popychając drzwi nogą, a jego ręce zajmują miejsce na moich biodrach.

Uśmiech automatycznie pojawia się na mojej twarzy, ale szybko maleje, gdy zauważam ranę wyłaniającą się spod jego koszulki. - Co ci się stało? - unoszę ręce, aby pociągnąć materiał w dół. Na obojczyku fioletowowłosego widnieje kilka zadrapań podobnych do ran, które sam zostawia, lecz przy tych jego okaleczanie innych musi być o wiele bardziej bolesne.

- To nic, kochanie. Jutro powinienem być zdrowy. - uśmiecha się przekonująco i składa szybki pocałunek na moim czole, będąc bacznie obserwowanym przez moją mamę, która pierwszy raz widziała jego siłę i nadal nie ruszyła się z zajmowanego za mną miejsca. - Chciałem zaprosić cię na noc do siebie, ale lepiej będzie, jeśli zostanę tutaj.

środa, 19 lipca 2017

Rozdział 17

Ściskam mocniej tułów fioletowowłosego, gdy jego motor z każdą chwilą nabiera coraz większej prędkości. Przemknął przez miasteczko, nie zwracając uwagi na pojazdy czy pieszych, aby pędzić przez leśną drogę, najprawdopodobniej do swojego domu. Jego ciało jest napięte, a wyraz twarzy, odbijający się w lusterku, wskazuje na panujący w nim gniew. Zrezygnowana opieram kask na jego plecach, zaciskając palce na bokach jego bluzy. Mężczyzna skręca gwałtownie, po czym jeszcze bardziej zwiększa prędkość. Kilka sekund później powoli zwalnia, aby zatrzymać motor na środku drogi. Puszczam jego ciało, odchylając się lekko, gdy schodzi z maszyny, stawiając ją na stopce. Zdejmuję kask, odkładając go na bak, jak zawsze robi to Niall. Fioletowowłosy kładzie dłonie na moich udach, powstrzymując mnie od zejścia z siedzenia.

- Ufasz mi?

- Nie. - prycham, odwracając od niego wzrok. Z obu stron otacza nas las, a na końcu drogi da się dojrzeć jego dom.

- Bree - szepcze, wbijając palce w materiał moich spodni. - Sam cię nie kocha.

- Wiem, dzięki.

Mężczyzna wzdycha, wyczuwając złość w moim tonie. Wiercę się na siedzeniu motoru, gdy irytacja jego zachowaniem wzrasta we mnie coraz bardziej.

- Kochanie, nie możesz wiecznie się okłamywać. Twoje serce kocha mnie, musisz to zrozumieć.

- Nie kocham cię, nie chcę.

- Bree - Niall podnosi głowę, aby skrzyżować nasze spojrzenia. - Pozwól mi to udowodnić.

- Jeśli się mylisz? - krzyżuję ręce pod piersiami, odchylając się do tyłu. Zbyt bliski kontakt z nim rozczula moje serce, czego zdecydowanie chcę uniknąć.

- Nie mylę, Bree.

- Jeśli. - podkreślam, zdenerwowana jego nieudowodnionym uparciem.

- Dam ci spokój. - wzdycha ciężko, spuszczając wzrok na dłonie, którymi delikatnie ściska moje uda.

- Dobrze. - przytakuję, czując chwilowe szczęście, które powoli maleje, ale nie za bardzo się tym przejmuję.

- Daj rękę - prosi cicho, unosząc dłonie. Wyciągam do niego rękę, którą delikatnie ujmuje i przykłada do środka swojej klatki piersiowej. - Czujesz? - pyta spokojnie, nadal trzymając moją dłoń. Kiwam głową, pewna, że chodzi o przyspieszone bicie jego serca. - Spójrz mi w oczy. - prosi ponownie. Unoszę oczy w górę, aby spotkać jego spojrzenie. Fiołkowe tęczówki powoli mnie uspokajają wzbudzając nowe, pozytywne uczucie.

- Dlaczego chcę cię przytulić? - pytam cicho, zaciskając pięść na jego bluzie.

Niall uśmiecha się delikatnie, po czym puszcza moją dłoń i powoli obejmuje moje ramiona. Rozluźniam palce, aby zacisnąć ręce wokół jego pasa z rosnącym uczuciem szczęścia.

- Kochasz mnie, Bree. Jestem twoją bratnią duszą.

Opieram głowę na jego klatce piersiowej, pierwszy raz nie czując złości czy irytacji przez jego stwierdzenie. Ogarnia mnie szczęście, które zostaje przerwane przez ryk pędzącego motoru. Odsuwam się od ciała fioletowowłosego, ponownie zaciskając palce na jego bluzie, aby odwrócić głowę w kierunku dźwięku. W tym samym momencie motor zatrzymuje się przed nami a jego kierowcą jest mężczyzna, za którym chowałam się przed Niallem.

- Alfo. - kiwa głową w stronę Nialla, nie zwracając na mnie uwagi.

- Czego chcesz?

- Mamy problem.

Oboje milkną, przez chwilę przyglądając się sobie w ciszy. Blondyn ponownie kiwa głową i uruchamia motor, po czym szybko znika na końcu drogi.

- Odwiozę cię do domu. - fioletowowłosy zabiera ręce z moich ramion i podaje mi kask, leżący na baku. - Nie wychodź już dziś, proszę.

Kiwam głową, zakładając kask, podczas gdy mężczyzna uderza nogą w stopkę i siada na maszynie. Czeka aż bezpiecznie obejmę jego talię, po czym ostrożnie zawraca i rusza śladem swojego kolegi.

piątek, 30 czerwca 2017

Rozdział 16

- Dlaczego Eva nie chciała z nami iść?

Odwracam głowę opartą na ręce w stronę Samiego. Zajęcia ze sztuki, które Sam uwielbia są nudniejsze za każdym razem, gdy musimy rysować swoje własne pomysły. Moja kartka jest już szara przez malowanie jej ołówkiem, więc zabieram się za kolejną warstwę.

- Bruce - mruczy, nie odrywając wzroku i rysika od kartki. Jego szkic natury z każdą chwilą nabiera coraz więcej życia. - Niedługo u nas zamieszka. - przyciska ołówek mocniej, tworząc wyraźniejszą linię. Odrywa dłoń od ławki jak poparzony i robi posępną minę, przyglądając się jej. - Wszystko mi niszczy.

- Nie jest tak źle. - pocieszam go, również patrząc na detal, który moim zdaniem tworzy obraz ładniejszym. Brunet kiwa głową, trochę przekonany i wraca do pracy. - Eva mówiła ci o tym, że Bruce, Niall i cała jego banda są wilkołakami?

- Tak. To naprawdę szalone, nawet tutaj.

- Wierzysz w to?

Sami wyrywa się ze skupienia nad rysunkiem i odwraca głowę w moją stronę, opierając ręce na ławce. - Ten facet omotał moją siostrę podczas ich pierwszego spotkania. Traktuje go jak jakieś bóstwo, nie mogę powiedzieć o nim nic negatywnego. Wcześniej od razu donosiła mu o wszystkim, przez co dusił mnie z czerwonymi oczami. Teraz obraża się na mnie za choćby małą obrazę go czy prośbę, aby nie przychodził tak często. Oni nie są normalni a to miasto jest stworzone właśnie dla nich. Eva twierdzi, że Bruce jest tylko człowiekiem Nialla, więc wyobraź sobie co potrafi przywódca, który chce omotać ciebie.

- Nie muszę. - wzdycham, przypominając sobie mężczyznę zastraszonego i ranionego przez fioletowowłosego.

- Co?

- Nieważne. - potrząsam głową, zgniatając porysowaną kartkę, gdy prowadząca żegna się z nami i zaprasza na kolejne zajęcia, mając nadzieję na jeszcze liczniejszą grupę. Wszyscy muszą się dziś bardzo nudzić, skoro zdecydowali się na uczestnictwo w zajęciach. Brak obowiązku chodzenia do szkoły znacznie przyczynia się do corasz szybszego upadku miasteczka.

Sami zabiera teczkę, do której schował swój rysunek i łapiąc moją dłoń dla bezpieczeństwa, ostrożnie kieruje się do wyjścia, nie chcąc zwracać na nas uwagi.

- Kochanie - spinam się, gdy po opuszczeniu sali słyszę znajomy głos, na pewno skierowany do mnie. Przylegam bokiem do ciała Samiego, naciskając na nie, aby zmusić go do szybszego marszu. Brunet ściska mocniej moją dłoń i brnie przed siebie, nie zwracając na nikogo uwagi. Sekundę później odbijam się lekko od ciała przyjaciela, który nagle zatrzymuje się przed kimś. Wyglądam przez jego ramię, choć doskonale wiem kto go straszy. - Bree.

- Czego chcesz?

Niall unosi brwi na mój oschły ton, ale szybko przywołuje gniew na swoją twarz, wlepiając wzrok w nasze złączone dłonie. - Odejdź od niego - unosi głowę, aby wbić nienawistne spojrzenie w oczy Samiego. - Natychmiast.

Ściskam mocno trzymaną dłoń, po czym powoli rozluźniam uścisk , aby stanąć przy boku Nialla.

- Do później, Sami. - żegnam przyjaciela, nie chcąc, aby fioletowowłosy zrobił mu krzywdę. Sam przenosi na mnie swój wzrok, kiwa głową i wymija nas, pospiesznie odchodząc.

Niall obejmuje mnie ramieniem i przyciska pewnie do swojego boku. - Zajęcia ze sztuki?

- Sami je lubi.

- Przychodzisz tu dla niego?

- Tak. To mój przyjaciel, a te zajęcia sprawiają mu radość.

- Ze mną nie lubisz spędzać czasu, choć jestem twoją bratnią duszą.

- Zabierasz mnie do domu w środku lasu, w którym nic nie robimy, ponieważ zawsze mnie usypiasz lub płaczesz podczas burzy.

- Gdzie chciałabyś pójść?

- Gdziekolwiek, byle bez ciebie.

Niall odsuwa się powoli, aby stanąć naprzeciwko mnie. Jego oczy desperacko biegają po mojej twarzy, zatrzymując się na moich tęczówkach. - Dlaczego jesteś tak oporna? Nie miałaś szczęścia w miłości?

- Nadal nie mam. Kocham przyjaciela.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Rozdział 15

Biorę kolejny łyk herbaty, obserwując trzęsące się dłonie Nialla. Siedzi przy drugim końcu stołu, wzdrygając się na każdy grzmot czy błysk, wpadający do kuchni. Złość, którą we mnie wywołał, nie pozwala mi na pocieszanie go, pomimo smutku, który chwilami ogarnia moje myśli, gdy widzę jego strach. Zaciska pięści, wlepiając we mnie błagalne spojrzenie. Patrzę na niego bez emocji, nie mrugając, nawet gdy kolejna błyskawica przecina niebo. Jestem pewna, że odbiła się w moich oczach, ponieważ fioletowowłosy zaciska powieki i odwraca głowę do ściany.

- Bree, błagam. - wraca wzrokiem na moją twarz, wyciągając do mnie dłoń. Kręcę głową, na co w jego oczach pojawiają się łzy, a ręka bezwładnie opada na stół.

- Wyjaśnij mi wszystko.

- O czym?

- O tobie.

Wzdycha, słysząc kolejny grzmot. - Wierzysz w wilkołaki?

- Nie.

- Bree..

- Nie. Eva wierzy w każde słowo Bruce'a, w tym miejscu mogą cię zabić i nigdy, nikt cię nie znajdzie, ale takie bajki nie są możliwe nawet tutaj.

- Zmienność koloru oczu, warkot, możliwość uśpienia cię, siła. To, że jest ci teraz przykro, pomimo twojej upartości. Jesteś moją bratnią duszą, to zasługa mojego pochodzenia.

- Nie uwierzę w to, Niall.

Mężczyzna wzdycha, zaciskając palce podczas kolejnego grzmotu, po którym prostuje je powoli. - Więc jak to wyjaśnisz?

- Oczekuję tego od ciebie.

- Wyjaśniłem ci wszystko, jak prosiłaś. Tylko tego potrzebowałaś.

Fioletowowłosy podnosi się powoli ze swojego miejsca, ignorując grzmoty i błyskawice wpadające do jego domu. Podchodzi do mnie w kilku małych krokach, od razu obejmując szczelnie ramionami. Rozluźniam się, czując senność, ale właśnie to jest mi teraz naprawdę potrzebne.

środa, 14 czerwca 2017

Rozdział 14

Niall kładzie mnie na łóżku, myśląc, że śpię. Udawanie bezwładnej na motorze nie było najmądrzejszym posunięciem, ale zapewniło mi spokój od jego nerwów.

- Kochanie - szept mężczyzny rozbrzmiewa przed moją twarzą, gdy ten odpina moje spodnie. Nie ruszam się, brnąc w historię z zaśnięciem podczas jazdy. Materiał zostaje powoli ściągnięty z moich nóg, po drodze zabierając ze sobą skarpetki. - Maleńka - fioletowowłosy ponownie pochyla się nad moim ciałem, bawiąc się zamkiem bluzy, którą nadal mam na sobie. - Bree, otwórz oczy, wiem, że nie śpisz.

Zrezygnowana robię to, co chciał. Jego zmarszczona twarz rozluźnia się, ale nadal zachowuje cień złości. - Chcę spać.

- Będziesz spać, kochanie. - uśmiecha się, powoli rozpinając zamek. - Ale najpierw muszę cię jeszcze trochę zmęczyć. - ciągnie mnie za sobą w górę, zmuszając do siadu. Powoli zdejmuje ze mnie bluzę, mając problemy z podgiętymi rękawami, ale pomaga sobie przy nich szarpnięciami, które mogłyby wyrwać mi ręce. Odrzuca ją na podłogę, w błyskawicznym tempie pozbywając się swojej koszulki.

- Niall, nie mam ochoty. - przesuwam się w tył po materacu, okrywając nagie nogi poduszkami.

- Zaraz to zmienimy, aniołku.

Obserwuję jak zdejmuje swoje spodnie i przygląda mi się z uśmiechem. Podchodzi bliżej mnie i ostrożnie kładzie swoje nogi po bokach moich.

- Nie chcę. - protestuję kolejny raz, wciskając poduszkę pomiędzy jego biodra a moje uda, zanim obniża się, prawie na nich siadając. Jego ręcę, pędzące, aby zdjąć moją koszulkę, zatrzymują się, trzymając w palcach jej skrawek. Mężczyzna obserwuje moje dłonie, które powoli cofam. Unosi wzrok na moją twarz a jego oczy przez chwilę błyskają czerwienią.

- Dlaczego? - pyta spokojnie, zaciskając dłonie na materiale koszulki. - Wolisz kolejny raz oddać się temu szczeniakowi? Samuel, Sam, Sami. Ciekawe jakie imię napiszą na jego nagrobku, prawda? - wściekle wyrywa poduszkę spod swojego ciała i odrzuca ją do tyłu, tłukąc coś, w co uderzyła. Odsuwa się ode mnie, tylko po to, aby pociągnąć moje ciało i wbić je w materac swoim ciężarem. Łapie dół koszulki w obie dlłonie i ciągnie ją w górę, nie zwracając uwagi na to, że moje ręce odbiły się mocno od zagłówka łóżka. Syczę, czując ból w nadgarstkach, ale zostaję zagłuszona przez jego mocny głos. - Już nigdy nie dotknie cię żaden inny szczeniak. Należysz tylko do mnie, aniołku.

Chcę wykrzyczeć przekleństwa skierowane do jego osoby, które zgromadziły się w mojej głowie, ale nie jest mi to dane. Niall całuje mnie po raz pierwszy z towarzyszącym temu, donośnym grzmotem, dochodzącym zza okna.

sobota, 3 czerwca 2017

Rozdział 13

- Jest ci zimno a jesz lody, dlaczego na to pozwalam?

Wzruszam ramionami na pytanie retoryczne Nialla, wkładając do ust kolejną łyżeczkę lodów waniliowych. Uśmiecha się, obejmując ramieniem moją talię. Nie zwracam na niego uwagi, ponieważ i tak nie odczepi się ode mnie.

- Dlaczego twoje oczy zmieniają kolor?

- Mam taką naturę.

- Dlaczego mam się w tobie zakochać?

- Jesteś moją bratnią duszą. - mężczyzna obejmuje mnie mocniej, patrząc ponad moją głową. Zirytowana zakładam nogę na nogę i skupiam się na deserze, jednak ten zostaje mi po chwili odebrany.

- Co jest z tobą nie tak?

- Shh. - zostaję uciszona jego szeptem, podczas którego wciąga mnie pewnie na swoje kolana. Wywracam oczami, nawet nie próbując z nim walczyć. Delikatnie odgarnia włosy z mojego ramienia, po czym kładzie na nim głowę. - Kundel przy ścianie cały czas na ciebie patrzy. - chcę unieść wzrok na miejsce wspomniane przez fioletowowłosego, ale przeszkadza mi w tym jego dłoń, która kieruje nasze twarze naprzeciw siebie. - Trzeba pokazać mu, że jesteś moja, prawda, kochanie?

- Nie? - łapię jego dłonie, aby spróbować zejść z jego ciała, ale jest silniejszy. Palcami trzyma moją brodę, z uśmiechem patrząc w moje oczy.

- To słabe ścierwo nie trzyma ze mną, więc nie wie, że nie może nawet na ciebie patrzeć. A co dopiero robić to z takim pożądaniem.

- Przypominam, że jeden z twoich ludzi wciskał mnie w drzwi, które potem urwałeś.

- Wolałabyś aby była to jego głowa? Zawsze możemy to nadrobić.

Patrzę na niego w ciszy, nie reagując. W tym mieście już nic mnie nie zdziwi. - Możesz zabrać mnie do domu?

- Oczywiście.

- Do mojego domu.

- Kochanie - Niall chce wygłosić swoją odmawiającą przemowę, ale gwałtownie unosi głowę, nawet jej nie zaczynając. Jego oczy płoną nienawiścią, gdy szybko wstaje i chowa mnie za sobą. - Odsuń się, kundlu.

Cofam się lekko i przesuwam w bok, aby w końcu zobaczyć mężczyznę, który swoim istnieniem tak bardzo denerwuje Nialla. Patrzę na niego bez wyrazu, nie czując wielkiego zainteresowania jego osobą, choć jest naprawdę przystojny. Zwraca na mnie uwagę, uśmiechając się szeroko. Fioletowowłosy odwraca głowę, aby spojrzeć na mnie kątem oka. Sekundę później rzuca się na nieznanego nam mężczyznę, przyciskając jego ciało do stolika, na którym wylądował.

- Niall! - krzyczę, widząc jak jego palce owijają się na szyi czarnowłosego, zaciskając coraz mocniej. Nie zwraca na mnie uwagi, pochylając się z donośnym warczeniem.

- Jeżeli jeszcze raz, choćby przypadkiem spojrzysz na moją bratnią duszę, wydłubię ci oczy a później skręcę kark i to z największą przyjemnością. - mężczyzna przejeżdża paznokciami po gardle rywala, zostawiając na nim cztery długie ślady, z których wylatuje odrobina krwi. Niall prostuje się, natychmiast kierując się w moją stronę. Jego oczy mają kolor krwi czarnowłosego, a uścisk, którym obejmuje mój nadgarstek jest silniejszy niż kiedykolwiek.

- To boli. - unoszę ton, kładąc dłoń na nadgarstku Nialla, chcąc, aby mnie puścił. Fioletowowłosy odwraca się gwałtownie, kolejny raz przyciągając moje ciało do swojego.

- Nie odzywaj się ani słowem, jeśli nie chcesz siedzieć przykuta do łóżka. 

środa, 19 kwietnia 2017

Rozdział 12

- Dzień dobry, kochanie. - obracam się w silnym uścisku Nialla, gdy ten szepcze do mojego ucha i korzysta z okazji, aby kilkukrotnie pocałować mój policzek. - Dlaczego spędzasz czas beze mnie?

- Ponieważ cię nie lubię? - stanowczo naciskam na jego klatkę piersiową, chcąc, aby się odsunął, ale moje starania nie dają zamierzonego rezultatu. - Czy możesz mnie puścić? Chciałam wybrać sobie lody.

- Możesz to zrobić bez uciekania ode mnie. - zostaję ponownie ustawiona przodem do szyby, za którą jest zdecydowanie za wiele smaków lodów. Wzdycham zirytowana a ekspedientka uśmiecha się do mnie krzywo z uniesionymi brwiami. - Na co masz ochotę, miłości?

- Dwie kulki czekoladowych z wiórkami kokosowymi, proszę.

- Razy dwa. - Niall przytrzymuje mnie przy sobie jedną ręką, a drugą podaje brunetce odpowiednią kwotę, płacąc również za mnie.

- Mam przy sobie pieniądze, wiesz?

- Wiem, ale teraz jesteś mi winna przysługę. - pochyla się lekko nad moim ramieniem i odbiera pierwszy rożek, aby podać go mnie. - Proszę, kochanie.

- Czy teraz mogę już iść? Eva czeka na mnie przy wyjściu.

- Bruce już zabrał ją do siebie, nie musisz się martwić. - fioletowowłosy łapie moją wolną dłoń, odbiera swoją porcję, po czym ciągnie mnie w stronę ruchomych schodów. - Wybierasz się do mnie, prawda? Oczywiście, że tak. 

- Miałam zamiar pójść do Samiego.

- Dlaczego?

- Jest bratem Evy i moim przyjacielem? - próbuję wyciągnąć dłoń z jego uścisku, gdy wychodzimy z centrum handlowego, jednak trzyma mnie zbyt mocno a nie chcąc pozwolić mi odejść przyciąga mnie do siebie, przez co prawie na niego wpadam.

- Mój motor jest tam, kochanie. - ciągnie mnie za sobą w lewą stronę parkingu, uważając jednak, aby nic mi się nie stało.

- Czy motor nie jest twoim kochaniem? Przecież należysz do złamanych chłopców.

- Nie uśmiecha mi się kochanie rzeczy, która tego nie odwzajemnia i bez jednej części staje się bezużyteczna.

- Serce to też jedna część a bez niego również taka będę, więc dlaczego mnie kochasz?

Mężczyzna gwałtownie staje w miejscu i obraca się do mnie szybko. Ściska moją dłoń przed pochyleniem się i szeptaniem prosto w moją twarz. - Przy mnie nigdy nic ci się nie stanie. Prędzej zginę niż pozwolę zrobić ci krzywdę.

- Właśnie sam ją robisz. - poruszam bezwładnie trzymaną przez niego ręką, prosząc go tym o poluzowanie uścisku. Spełnia prośbę, gładząc kciukiem moją dłoń.

- Przepraszam.

Zbliża do mnie całe swoje ciało, przyciągając delikatnie lecz przypadkowo uderza w nasze ręce, przez co lody wypadają z naszych dłoni. Jęczę niezadowolona, patrząc na rozchlapany deser. - Jesteś takim ciapą.

- Zabiorę cię do jakiejś knajpki, dobrze?

//\\

Niall delikatnie zsadza mnie z siedzenia swojego motoru po ostrożnym zdjęciu kasku z mojej głowy i położeniu go na baku. Zostawia go tam za każdym razem, nie martwiąc się nawet, że ktoś mógłby go ukraść. Łapie moją dłoń, przyciągając do swojego boku, po czym obejmuje w tali i prowadzi do wejścia słabo wyglądającej knajpy poza granicą miasta, którą w tym miejscu są gęste lasy. Równym krokiem wchodzimy do środka przez szerokie drzwi a fioletowowłosy obiera kurs na jedną z kanap, przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej. Wbijam się w siedzenie i oparcie mebla, wygrywając małą bójkę, gdy chce posadzić mnie na swoich kolanach. Mruczy coś pod nosem, ale odpuszcza, sięgając po kartę. Wykorzystuję ten moment, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu i ze zdziwieniem zauważam tu samych mężczyzn. Bar również obsługuje młody chłopak z bruzdami po lewej stronie  jego twarzy.

- Co chciałabyś zjeść, kochanie?

- Moje lody.

- Bree.

Wzruszam niewinnie ramionami, patrząc na niego z dołu. Przechodzi mnie lekki dreszcz, gdy z opóźnieniem wyczuwam na nagich ramionach chłód tego miejsca, przez co kładę na nich dłonie, chcąc naciągnąć rękawy koszulki na większą część skóry. Niall przygląda mi się przez chwilę, a gdy rozumie, że jest mi zimno zdejmuje swoją bluzę i otula nią mój tułów. - Ręce. - nakazuje, trzymając w górze jeden rękaw. Nie oponuję i dosłownie topię w nim moją rękę, aby z pomocą fioletowowłosego zrobić to samo z drugą. Obejmuje mnie od tyłu i zapina suwak prawie pod samą szyję, po czym ostrożnie zagina i podwija długie rękawy.

- Dziękuję. - uśmiecham się, gdy w końcu widzę swoje dłonie i rozkoszuję się miękkością materiału.

- To dla mnie przyjemność.

Obejmuje mnie ponownie i chowa moje dłonie w swoich, gdy chłopak zza baru podchodzi do nas obojętnie.

- Co podać?

- Duży pucharek lodów i piwo.

- Żartujesz? Nie będziesz pił.

- Kochanie, nikt mnie nie zatrzyma i nawet się nie upiję.

- Jeśli to zamówisz, wracam do domu pieszo. 

- Dobrze. Tylko lody.

Uśmiecham się w duchu na kolejne małe zwycięstwo. Blondyn kiwa głową i wraca za bar, przekazując komuś za sobą zamówienie Nialla. - Ty mały manipulancie. 

sobota, 25 lutego 2017

Rozdział 11

- Hej mamo. - uśmiecham się, wchodząc do kuchni akurat, gdy kobieta nakłada na talerz długi makaron. Odwraca głowę w moją stronę i oddaje gest, po czym wraca do klusek. Siadam przy stole i pocieram palcami wnętrze dłoni. - Przepraszam cię za tego idiotę. Jest walnięty i bardzo zaborczy.

- To twój chłopak?

- Nie! - moja głowa wyskakuje w górę, słysząc jej szczęśliwy ton. Stoi tyłem do mnie, ale jestem pewna, że uśmiecha się, nie wierząc mi. - Jest kolegą chłopaka Evy. Chyba chłopaka.

- Znalazła kolejnego na dwa dni?

- Nie wiem czy w ogóle byli razem. Nie jesteś zła?

- Skąd. Ten gbur od dawna mnie irytował, ale płacił coraz więcej. Prawie zszedł na zawał widząc jego oczy. Jest bardzo przystojny i widać, że się o ciebie troszczy. Ma moje poparcie.

//\\

- Eva, to nie są żarty. On mnie dosłownie prześladuje.

- Narzekasz. Bruce mówi, że jest w tobie zakochany jeszcze bardziej niż on we mnie. Choć to mało prawdopodobne.

Przyglądam się jej przez chwilę, oceniając moment.

- Nie wiesz dlaczego Bruce warczy?

- Pewnie, że wiem! - szczęśliwa macha dłonią. Unoszę brwi, czekając na wyjaśnienia. Dziewczyna pochyla się nad stolikiem i daje mi sygnał palcem wskazującym, abym zrobiła to samo. - Jest wilkołakiem.

- Czym?

- Wilkołakiem. Wiesz, taki filmowy wilczek na dwóch nogach.

- Żartujesz?

- Bree - wzdycha, przymykając na chwilę oczy. - Cała ich paczka to wilczki. Twój Niall nimi dowodzi. Bruce jest niestety mało ważny. Mój biedny.

Prostuję się na krześle, przyglądając jej zranionej minie. Tym razem wydaje długie westchnienie, po czym również siada prosto i uśmiecha się promiennie.

- Jesteś jeszcze głupsza niż myślałam.

Eva chichocze, widząc mój uśmiech. Nie bierze moich słów do siebie, czekając na okazję, aby się mi odpłacić.

piątek, 20 stycznia 2017

Rozdział 10

Przecieram mokrym wacikiem ranki na mojej dłoni, chcąc aby zagoiły się szybciej. Robię to powoli, nie zwracając uwagi na skamlącego za drzwiami Nialla ani kolejne, głośne grzmoty, które roznoszą się echem po lesie otaczającym dom.

- Bree, proszę.

Zamykam oczy podczas krótkiego westchnienia, gdy nagle ogarniają mnie wyrzuty sumienia. Płacz, który wydaje po błagalnym jęku rozrywa moje serce, ale myśli nie przestają powtarzać, że to jego wina.

- Drzwi są otwarte. - mruczę zdenerwowana, po odłożeniu wacika na szafkę, w której umiejscowiona jest umywalka.

Widzę w lustrze jak Niall staje w progu, patrząc na mnie czerwonymi oczyma i ocierając zaróżowione policzki. Wyciera dłonie w koszulkę przed zrobieniem kilku długich kroków w moją stronę i wtuleniu twarzy w moje włosy.

- Strasznie cię przepraszam.

Wzruszam ramionami, wprawiając przy tym w ruch jego głowę. - Zagoi się.

Podnosi spojrzenie, aby utkwić je w odbiciu moich oczu. Krwawy kolor sprzed kilku minut zniknął, ustępując miejsca blademu błękitowi.

- Wybaczasz mi?

- Tak czuję.

- To znak, że mnie kochasz, że jesteś moją bratnią duszą.

Przyglądam się jego szczęściu, czując jak ciepło mojego serca powoli ulatuje z mojego ciała. - Odwieź mnie do domu.

Marszczy brwi, odwracając głowę w stronę okna, ale gdy błyskawica rozświetla okolicę za szybą przylega do moich pleców z mocnym uściskiem na mojej tali. - Dlaczego chcesz odejść?

- Chcę tylko wrócić do domu, z tego nie muszę się tłumaczyć.

- Chcesz mnie porzucić. 

- Wiesz gdzie mieszkam, masz mój numer i teoretycznie porwałeś mnie już dwa razy. To trochę utrudnia takie działanie.

Uśmiecha się lekko, ale zaraz zmienia swoje nastawienie. Jego oczy przybierają kolor granatu, tworząc z mojego mózgu jeszcze większą paćkę.

- Zostaniesz ze mną do jutra.

- Nie chcę.

- Nie masz wyboru.

Zanim zdążam zacząć na niego krzyczeć odwraca mnie do siebie przodem i wciska moją twarz w swoją klatkę piersiową. Głośne ale spokojne bicie jego serca uspokaja mnie, niemal natychmiast usypiając.