sobota, 2 grudnia 2017
Rozdział 21
niedziela, 19 listopada 2017
Epilog
Bruce pomaga mi zsiąść z motoru i, nie czekając na mnie, podchodzi do wysokiego mężczyzny, siedzącego na schodach przed domem Nialla. Stawiam powolne kroki w ich stronę, poprawiając rozwiane włosy. W towarzyszu Bruce'a rozpoznaję mężczyznę, za którym chowałam się orzed Niallem.
- Teraz siedzi w kącie za rozwaloną szafą i płacze. Jeśli masz zamiar do niego podejść to lepiej przygotuj się na długą regenerację.
Krzywię się, gdy na jego ciele dostrzegam głębokie i długie zadrapania. Zagryzam wargę i powoli ruszam do wnętrza domu, odprowadzana ich spojrzeniami. Ostrożnie przechodzę po wyważonych drzwiach, omijając przy tym potłuczone szkło i duże odłamki tynku. Przechodzę przez korytarz jak najszybciej, aby znaleźć się w salonie, który nie wygląda lepiej.
- Wynoś się.
Odwracam głowę w stronę głosu fioletowowłosego, aby zobaczyć go skulonego za pozostałościami znanej mi szafy. Jego koszulka jest rozdarta i poplamiona krwią, tak samo jak jego dłonie. Unosi głowę i wbija we mnie czerwone, załzawione oczy. Jego wzrok łagodnieje a tęczówki wracają do błękitnego koloru, gdy podnosi się niezdarnie, pociągając nosem.
- Przepraszam - mamrocze. - myślałem, że to Mark.
Wzruszam ramionami, nie wiedząc jak się zachować. Z jednej strony chciałabym przytulić go jak najmocniej, lecz z drugiej spoliczkować równie mocno.
- Moi przyjaciele są zaaferowani twoim stanem, a Bruce dosłownie siłą zaciągnął mnie na motor. Jak widzę mieli powody.
Na twarzy fioletowowłosego przez chwilę pojawia się uśmiech, lecz szybko wraca do poprzedniego, pesymistycznego wyrazu.
- Nie chciałaś wrócić do mnie sama?
- Nie. Nienawidzę cię.
- Bree - mój pewny ton sprawia, że z jego oka ucieka pojedyńcza łza. - Proszę, nie mów tak. Wiem, że mnie kochasz.
Wzdycham, stawiając ostrożne kroki w stronę sofy, która jest zaskakująco czysta. Przecieram materiał dłonią, zrzucając z niego małe odłamki tynku, po czym zajmuję przygotowane miejsce. - Nie wiem co czuję, Niall.
Mężczyzna stawia kilka kroków, aby zająć miejsce obok mnie. Lustruję go ponownie, ale odwracam wzrok, gdy napotykam jego oczy wpatrzone w moją twarz. - Daj rękę. - prosi cicho, wyciągając dłoń w moją stronę. Krzywię się, widząc na niej krew. Zauważa to i powoli odsuwa ode mnie kończynę, wzdychając cicho. - Pamiętasz jak się we mnie zakochałaś?
Kiwam głową, a moje spojrzenie automatycznie przesuwa się na jego klatkę piersiową. Moja dłoń drga kiedy wyciągam ją w stronę jego ciała. Uważnie ją obserwuje, starając się nie poruszyć. Przykładam palce do rozdarcia na koszulce w miejscu, w którym bije jego serce. Czuję ciepło rozchodzące się po moim ciele, gdy Niall obejmuje moją talię i przyciąga mnie do siebie, aby delikatnie połączyć swoje usta z moimi.
- Kocham cię, Niall.
niedziela, 15 października 2017
Rozdział 20
Moje plecy zderzają się z twardą ścianą mojego pokoju, gdy Niall napiera swoim ciałem na moje. Jego ręce trzymają mocno moje nadgarstki, a klatka piersiowa przyciska się jeszcze bardziej do mojej z każdym głębokim wdechem, którymi stara się uspokoić.
- Niall, puść mnie.
Moja prośba zostaje odrzucona. Fioletowowłosy przez chwilę łączy nasze spojrzenia, po czym ciągnie mnie w stronę łóżka. Jego siła miota mną jak lalką, popychając na materac. Nie mam najmniejszej szansy na ucieczkę, ponieważ od razu kładzie swoje ciało na moim. Jego ręce wsuwają się pod jego koszulkę, którą mam na sobie i zatrzymują na moich łopatkach. Spinam mięśnie pleców, nie wiedząc co może zrobić. Jego nadal czerwone oczy wpatrują się w moje, ale nie ma w nich ani krzty miłości, z którą zwykł na mnie patrzeć.
- Niall
- Zamknij się, szmato. - jego nagłe wtargnięcie w moje zdanie chwilowo odwraca moją uwagę od jego dłoni, która wydostaje się spod mojego ciała i znajduje swoje miejsce na mojej szyi, zostawiając na niej długie zadrapania.
Wciągam głośno powietrze na rozdzierający ból i szczypanie, zastygając w miejscu. Czuję jak krew powoli zbiera się w otwartych szczelinach, aby za chwilę spłynąć po mojej szyi.
Mężczyzna, nie zwracając na to uwagi, ciągnie dłoń w dół mojego ciała. Czuję jego przerośnięte paznokcie, drażniące moją skórę. Zatrzymuje palce na moim biodrze, a jego twarz powoli zbliża się do mojej. Jego usta zostawiają mokry ślad na moim policzku, brnąc w dół mojej szczęki. Zatrzymuje się tuż nad ranami, które stworzył, a z jego gardła wydobywa się cichy warkot.
- Bree. - jego szept drży, gdy powoli odsuwa się od mojego ciała. Moja dłoń natychmiast ląduje na jego policzku, po czym zrywam się z łóżka, aby wybiec do łazienki. Lewa strona mojej szyi w całości pokryta jest krwią, która powoli leci w dół na mój obojczyk.
- Bree? - cichy głos Evy roznosi się po łazience, gdy zaciekawiona dziewczyna wraz ze swoim bratem staje w drzwiach pomieszczenia. W lustrze, przed którym stoję widzę jej przerażoną twarz, gdy zauważa odbicie mojej szyi. - Co się stało? - dziewczyna podbiega do mnie w ułamku sekundy, odwracając moje ciało przodem do siebie. Wyrywam się z uścisku jej dłoni, łapiąc ręcznik wiszący przy umywalce. Otwieram kran, pochylając się i obmywam rany wodą. Wkładam róg ręcznika pod bierzącą wodę, po czym przykładam go do nadal mokrej skóry.
- Nie chcę go więcej widzieć. - unoszę wzrok, aby ujrzeć swoje twarde spojrzenie oraz zapłakaną twarz Nialla, trzymanego przez Samiego w progu łazienki.
piątek, 22 września 2017
Rozdział 19
środa, 9 sierpnia 2017
Rozdział 18
- Więc jest twoim chłopakiem?
- Nie wiem, mamo. Chyba tak.
Odkąd Niall odwiózł mnie do mieszkania, odprowadził pod same drzwi i kilkukrotnie pocałował po wyznaniu miłości i ponownej prośbie o nie wychodzeniu na zewnątrz jestem zasypywana znaczącymi spojrzeniami mamy z jej szerokim uśmiechem.
- Był dziś bardzo uroczy.
Śmieję się na jej stwierdzenie, ponownie wpisując słowa "bratnia dusza" do wyszukiwarki w telefonie. Nic nie zmieniło się od ostatniego przeszukiwania internetu. Bratnia dusza to nadal idealny partner, którym Niall mimo wszystko nie jest. Blokuję telefon i odkładam go na stół, równo z dzwonkiem, który roznosi się po mieszkaniu.
- Otworzę.
Wstaję z krzesła, aby nie przerywać mamie w przygotowywaniu obiadu, na który czekam z niecierpliwością. W drodze do drzwi dopada mnie mała nadzieja, że to Niall, który nie odzywa się od kilku godzin. Naciskam na klamkę i ciągnę ją do siebie, aby ujrzeć na korytarzu starszego, postawnego mężczyznę. Uśmiecha się szeroko, jego ręka oparta jest na ścianie a nogi skrzyżowane, aby czubkiem prawego buta mógł uderzać o płytki podłogowe.
- Witaj, kochanie. - jego uśmiech staje się jeszcze większy, gdy mierzy mnie wzrokiem, gładząc dłonią swoją brodę i policzek. - Nie sądzę, abyś wyglądała tak młodo jak na swój wiek. Jest twoja mamusia?
Krzywię się na jego głos. Jest nieprzyjemny dla uszu bardziej niż śpiew Samiego. Chcę wypowiedzieć wiązankę brzydkich słów na temat gościa, po czym zamknąć mu drzwi przed nosem, ale ubiega mnie mama, która pojawia się za moją nadal wyciągniętą ręką, którą trzymam klamkę. - Mówiłam, żebyś przyszedł jutro.
- Kochanie, natura nie ma terminarzu. Szczególnie męska.
Unoszę kpiąco brew, rozbawiona jego słowami. Ten facet idealnie reprezentuje większość męskiej części miasteczka.
- Bree, idź do siebie.
Odwracam głowę w stronę mamy, gdy zaciska palce na moim ramieniu. Jej oczy są utkwione w nieproszonym gościu.
- Możesz zostać z nami. Będę na to nawet nalegać.
Wracam wzrokiem do mężczyzny, stojącego w naszych drzwiach, gdy ten równo z wypowiedzianymi przez siebie słowami stawia długi krok do mieszkania, aby objąć moją talię. Wzdrygam się przez jego gest i chcę natychmiast uciec od jego rąk, ale moje plany zostają wyprzedzone przez fioletowowłosego, który pojawia się za mężczyzną. Natychmiast odciąga nieznajomego od mojego ciała i popycha go na korytarz. Jego siła sprawia, że nieprzyjaciel cofa się panicznie, lądując na ścianie, tuż obok drzwi sąsiadów z naprzeciwka. Niall w sekundzie znajduje się obok niego, kolejny raz trzymając kogoś za szyję.
- Nie zabiję cię tylko ze względu na psychikę mojej dziewczyny i jej matki. Ale jeśli spotkamy się sam na sam.. - fioletowowłosy nie kończy zdania, lecz robi to bardziej trafnym gestem. Jego paznokcie zatapiają się w skórze mężczyzny, natychmiast przecinając ją do krwi. Syk ranionego roznosi się po klatce schodowej, gdy Niall jednym ruchem zostawia czerwone ślady na drodze od jego szyi do serca, rozdzierając przy tym koszulę mężczyzny. Odsuwa się od niego, popychając w stronę schodów, z których ten prawie spada. Fioletowowłosy nie zwraca uwagi na mężczyznę, który próbuje powstrzymać krwawienie ze swoich ran. Podchodzi do drzwi, odrywając moją dłoń od klamki, którą nadal ściskam. - Hej, kochanie. - uśmiecha się, popychając drzwi nogą, a jego ręce zajmują miejsce na moich biodrach.
Uśmiech automatycznie pojawia się na mojej twarzy, ale szybko maleje, gdy zauważam ranę wyłaniającą się spod jego koszulki. - Co ci się stało? - unoszę ręce, aby pociągnąć materiał w dół. Na obojczyku fioletowowłosego widnieje kilka zadrapań podobnych do ran, które sam zostawia, lecz przy tych jego okaleczanie innych musi być o wiele bardziej bolesne.
- To nic, kochanie. Jutro powinienem być zdrowy. - uśmiecha się przekonująco i składa szybki pocałunek na moim czole, będąc bacznie obserwowanym przez moją mamę, która pierwszy raz widziała jego siłę i nadal nie ruszyła się z zajmowanego za mną miejsca. - Chciałem zaprosić cię na noc do siebie, ale lepiej będzie, jeśli zostanę tutaj.
środa, 19 lipca 2017
Rozdział 17
Oboje milkną, przez chwilę przyglądając się sobie w ciszy. Blondyn ponownie kiwa głową i uruchamia motor, po czym szybko znika na końcu drogi.
- Odwiozę cię do domu. - fioletowowłosy zabiera ręce z moich ramion i podaje mi kask, leżący na baku. - Nie wychodź już dziś, proszę.
Kiwam głową, zakładając kask, podczas gdy mężczyzna uderza nogą w stopkę i siada na maszynie. Czeka aż bezpiecznie obejmę jego talię, po czym ostrożnie zawraca i rusza śladem swojego kolegi.
piątek, 30 czerwca 2017
Rozdział 16
- Dlaczego Eva nie chciała z nami iść?
Odwracam głowę opartą na ręce w stronę Samiego. Zajęcia ze sztuki, które Sam uwielbia są nudniejsze za każdym razem, gdy musimy rysować swoje własne pomysły. Moja kartka jest już szara przez malowanie jej ołówkiem, więc zabieram się za kolejną warstwę.
- Bruce - mruczy, nie odrywając wzroku i rysika od kartki. Jego szkic natury z każdą chwilą nabiera coraz więcej życia. - Niedługo u nas zamieszka. - przyciska ołówek mocniej, tworząc wyraźniejszą linię. Odrywa dłoń od ławki jak poparzony i robi posępną minę, przyglądając się jej. - Wszystko mi niszczy.
- Nie jest tak źle. - pocieszam go, również patrząc na detal, który moim zdaniem tworzy obraz ładniejszym. Brunet kiwa głową, trochę przekonany i wraca do pracy. - Eva mówiła ci o tym, że Bruce, Niall i cała jego banda są wilkołakami?
- Tak. To naprawdę szalone, nawet tutaj.
- Wierzysz w to?
Sami wyrywa się ze skupienia nad rysunkiem i odwraca głowę w moją stronę, opierając ręce na ławce. - Ten facet omotał moją siostrę podczas ich pierwszego spotkania. Traktuje go jak jakieś bóstwo, nie mogę powiedzieć o nim nic negatywnego. Wcześniej od razu donosiła mu o wszystkim, przez co dusił mnie z czerwonymi oczami. Teraz obraża się na mnie za choćby małą obrazę go czy prośbę, aby nie przychodził tak często. Oni nie są normalni a to miasto jest stworzone właśnie dla nich. Eva twierdzi, że Bruce jest tylko człowiekiem Nialla, więc wyobraź sobie co potrafi przywódca, który chce omotać ciebie.
- Nie muszę. - wzdycham, przypominając sobie mężczyznę zastraszonego i ranionego przez fioletowowłosego.
- Co?
- Nieważne. - potrząsam głową, zgniatając porysowaną kartkę, gdy prowadząca żegna się z nami i zaprasza na kolejne zajęcia, mając nadzieję na jeszcze liczniejszą grupę. Wszyscy muszą się dziś bardzo nudzić, skoro zdecydowali się na uczestnictwo w zajęciach. Brak obowiązku chodzenia do szkoły znacznie przyczynia się do corasz szybszego upadku miasteczka.
Sami zabiera teczkę, do której schował swój rysunek i łapiąc moją dłoń dla bezpieczeństwa, ostrożnie kieruje się do wyjścia, nie chcąc zwracać na nas uwagi.
- Kochanie - spinam się, gdy po opuszczeniu sali słyszę znajomy głos, na pewno skierowany do mnie. Przylegam bokiem do ciała Samiego, naciskając na nie, aby zmusić go do szybszego marszu. Brunet ściska mocniej moją dłoń i brnie przed siebie, nie zwracając na nikogo uwagi. Sekundę później odbijam się lekko od ciała przyjaciela, który nagle zatrzymuje się przed kimś. Wyglądam przez jego ramię, choć doskonale wiem kto go straszy. - Bree.
- Czego chcesz?
Niall unosi brwi na mój oschły ton, ale szybko przywołuje gniew na swoją twarz, wlepiając wzrok w nasze złączone dłonie. - Odejdź od niego - unosi głowę, aby wbić nienawistne spojrzenie w oczy Samiego. - Natychmiast.
Ściskam mocno trzymaną dłoń, po czym powoli rozluźniam uścisk , aby stanąć przy boku Nialla.
- Do później, Sami. - żegnam przyjaciela, nie chcąc, aby fioletowowłosy zrobił mu krzywdę. Sam przenosi na mnie swój wzrok, kiwa głową i wymija nas, pospiesznie odchodząc.
Niall obejmuje mnie ramieniem i przyciska pewnie do swojego boku. - Zajęcia ze sztuki?
- Sami je lubi.
- Przychodzisz tu dla niego?
- Tak. To mój przyjaciel, a te zajęcia sprawiają mu radość.
- Ze mną nie lubisz spędzać czasu, choć jestem twoją bratnią duszą.
- Zabierasz mnie do domu w środku lasu, w którym nic nie robimy, ponieważ zawsze mnie usypiasz lub płaczesz podczas burzy.
- Gdzie chciałabyś pójść?
- Gdziekolwiek, byle bez ciebie.
Niall odsuwa się powoli, aby stanąć naprzeciwko mnie. Jego oczy desperacko biegają po mojej twarzy, zatrzymując się na moich tęczówkach. - Dlaczego jesteś tak oporna? Nie miałaś szczęścia w miłości?
- Nadal nie mam. Kocham przyjaciela.
poniedziałek, 19 czerwca 2017
Rozdział 15
Biorę kolejny łyk herbaty, obserwując trzęsące się dłonie Nialla. Siedzi przy drugim końcu stołu, wzdrygając się na każdy grzmot czy błysk, wpadający do kuchni. Złość, którą we mnie wywołał, nie pozwala mi na pocieszanie go, pomimo smutku, który chwilami ogarnia moje myśli, gdy widzę jego strach. Zaciska pięści, wlepiając we mnie błagalne spojrzenie. Patrzę na niego bez emocji, nie mrugając, nawet gdy kolejna błyskawica przecina niebo. Jestem pewna, że odbiła się w moich oczach, ponieważ fioletowowłosy zaciska powieki i odwraca głowę do ściany.
- Bree, błagam. - wraca wzrokiem na moją twarz, wyciągając do mnie dłoń. Kręcę głową, na co w jego oczach pojawiają się łzy, a ręka bezwładnie opada na stół.
- Wyjaśnij mi wszystko.
- O czym?
- O tobie.
Wzdycha, słysząc kolejny grzmot. - Wierzysz w wilkołaki?
- Nie.
- Bree..
- Nie. Eva wierzy w każde słowo Bruce'a, w tym miejscu mogą cię zabić i nigdy, nikt cię nie znajdzie, ale takie bajki nie są możliwe nawet tutaj.
- Zmienność koloru oczu, warkot, możliwość uśpienia cię, siła. To, że jest ci teraz przykro, pomimo twojej upartości. Jesteś moją bratnią duszą, to zasługa mojego pochodzenia.
- Nie uwierzę w to, Niall.
Mężczyzna wzdycha, zaciskając palce podczas kolejnego grzmotu, po którym prostuje je powoli. - Więc jak to wyjaśnisz?
- Oczekuję tego od ciebie.
- Wyjaśniłem ci wszystko, jak prosiłaś. Tylko tego potrzebowałaś.
Fioletowowłosy podnosi się powoli ze swojego miejsca, ignorując grzmoty i błyskawice wpadające do jego domu. Podchodzi do mnie w kilku małych krokach, od razu obejmując szczelnie ramionami. Rozluźniam się, czując senność, ale właśnie to jest mi teraz naprawdę potrzebne.
środa, 14 czerwca 2017
Rozdział 14
Niall kładzie mnie na łóżku, myśląc, że śpię. Udawanie bezwładnej na motorze nie było najmądrzejszym posunięciem, ale zapewniło mi spokój od jego nerwów.
- Kochanie - szept mężczyzny rozbrzmiewa przed moją twarzą, gdy ten odpina moje spodnie. Nie ruszam się, brnąc w historię z zaśnięciem podczas jazdy. Materiał zostaje powoli ściągnięty z moich nóg, po drodze zabierając ze sobą skarpetki. - Maleńka - fioletowowłosy ponownie pochyla się nad moim ciałem, bawiąc się zamkiem bluzy, którą nadal mam na sobie. - Bree, otwórz oczy, wiem, że nie śpisz.
Zrezygnowana robię to, co chciał. Jego zmarszczona twarz rozluźnia się, ale nadal zachowuje cień złości. - Chcę spać.
- Będziesz spać, kochanie. - uśmiecha się, powoli rozpinając zamek. - Ale najpierw muszę cię jeszcze trochę zmęczyć. - ciągnie mnie za sobą w górę, zmuszając do siadu. Powoli zdejmuje ze mnie bluzę, mając problemy z podgiętymi rękawami, ale pomaga sobie przy nich szarpnięciami, które mogłyby wyrwać mi ręce. Odrzuca ją na podłogę, w błyskawicznym tempie pozbywając się swojej koszulki.
- Niall, nie mam ochoty. - przesuwam się w tył po materacu, okrywając nagie nogi poduszkami.
- Zaraz to zmienimy, aniołku.
Obserwuję jak zdejmuje swoje spodnie i przygląda mi się z uśmiechem. Podchodzi bliżej mnie i ostrożnie kładzie swoje nogi po bokach moich.
- Nie chcę. - protestuję kolejny raz, wciskając poduszkę pomiędzy jego biodra a moje uda, zanim obniża się, prawie na nich siadając. Jego ręcę, pędzące, aby zdjąć moją koszulkę, zatrzymują się, trzymając w palcach jej skrawek. Mężczyzna obserwuje moje dłonie, które powoli cofam. Unosi wzrok na moją twarz a jego oczy przez chwilę błyskają czerwienią.
- Dlaczego? - pyta spokojnie, zaciskając dłonie na materiale koszulki. - Wolisz kolejny raz oddać się temu szczeniakowi? Samuel, Sam, Sami. Ciekawe jakie imię napiszą na jego nagrobku, prawda? - wściekle wyrywa poduszkę spod swojego ciała i odrzuca ją do tyłu, tłukąc coś, w co uderzyła. Odsuwa się ode mnie, tylko po to, aby pociągnąć moje ciało i wbić je w materac swoim ciężarem. Łapie dół koszulki w obie dlłonie i ciągnie ją w górę, nie zwracając uwagi na to, że moje ręce odbiły się mocno od zagłówka łóżka. Syczę, czując ból w nadgarstkach, ale zostaję zagłuszona przez jego mocny głos. - Już nigdy nie dotknie cię żaden inny szczeniak. Należysz tylko do mnie, aniołku.
Chcę wykrzyczeć przekleństwa skierowane do jego osoby, które zgromadziły się w mojej głowie, ale nie jest mi to dane. Niall całuje mnie po raz pierwszy z towarzyszącym temu, donośnym grzmotem, dochodzącym zza okna.
sobota, 3 czerwca 2017
Rozdział 13
- Przypominam, że jeden z twoich ludzi wciskał mnie w drzwi, które potem urwałeś.
- Wolałabyś aby była to jego głowa? Zawsze możemy to nadrobić.
Patrzę na niego w ciszy, nie reagując. W tym mieście już nic mnie nie zdziwi. - Możesz zabrać mnie do domu?
- Oczywiście.
- Do mojego domu.
- Kochanie - Niall chce wygłosić swoją odmawiającą przemowę, ale gwałtownie unosi głowę, nawet jej nie zaczynając. Jego oczy płoną nienawiścią, gdy szybko wstaje i chowa mnie za sobą. - Odsuń się, kundlu.
Cofam się lekko i przesuwam w bok, aby w końcu zobaczyć mężczyznę, który swoim istnieniem tak bardzo denerwuje Nialla. Patrzę na niego bez wyrazu, nie czując wielkiego zainteresowania jego osobą, choć jest naprawdę przystojny. Zwraca na mnie uwagę, uśmiechając się szeroko. Fioletowowłosy odwraca głowę, aby spojrzeć na mnie kątem oka. Sekundę później rzuca się na nieznanego nam mężczyznę, przyciskając jego ciało do stolika, na którym wylądował.
- Niall! - krzyczę, widząc jak jego palce owijają się na szyi czarnowłosego, zaciskając coraz mocniej. Nie zwraca na mnie uwagi, pochylając się z donośnym warczeniem.
- Jeżeli jeszcze raz, choćby przypadkiem spojrzysz na moją bratnią duszę, wydłubię ci oczy a później skręcę kark i to z największą przyjemnością. - mężczyzna przejeżdża paznokciami po gardle rywala, zostawiając na nim cztery długie ślady, z których wylatuje odrobina krwi. Niall prostuje się, natychmiast kierując się w moją stronę. Jego oczy mają kolor krwi czarnowłosego, a uścisk, którym obejmuje mój nadgarstek jest silniejszy niż kiedykolwiek.
- To boli. - unoszę ton, kładąc dłoń na nadgarstku Nialla, chcąc, aby mnie puścił. Fioletowowłosy odwraca się gwałtownie, kolejny raz przyciągając moje ciało do swojego.
- Nie odzywaj się ani słowem, jeśli nie chcesz siedzieć przykuta do łóżka.
środa, 19 kwietnia 2017
Rozdział 12
Zbliża do mnie całe swoje ciało, przyciągając delikatnie lecz przypadkowo uderza w nasze ręce, przez co lody wypadają z naszych dłoni. Jęczę niezadowolona, patrząc na rozchlapany deser. - Jesteś takim ciapą.
- Zabiorę cię do jakiejś knajpki, dobrze?
Uśmiecham się w duchu na kolejne małe zwycięstwo. Blondyn kiwa głową i wraca za bar, przekazując komuś za sobą zamówienie Nialla. - Ty mały manipulancie.
sobota, 25 lutego 2017
Rozdział 11
- Hej mamo. - uśmiecham się, wchodząc do kuchni akurat, gdy kobieta nakłada na talerz długi makaron. Odwraca głowę w moją stronę i oddaje gest, po czym wraca do klusek. Siadam przy stole i pocieram palcami wnętrze dłoni. - Przepraszam cię za tego idiotę. Jest walnięty i bardzo zaborczy.
- To twój chłopak?
- Nie! - moja głowa wyskakuje w górę, słysząc jej szczęśliwy ton. Stoi tyłem do mnie, ale jestem pewna, że uśmiecha się, nie wierząc mi. - Jest kolegą chłopaka Evy. Chyba chłopaka.
- Znalazła kolejnego na dwa dni?
- Nie wiem czy w ogóle byli razem. Nie jesteś zła?
- Skąd. Ten gbur od dawna mnie irytował, ale płacił coraz więcej. Prawie zszedł na zawał widząc jego oczy. Jest bardzo przystojny i widać, że się o ciebie troszczy. Ma moje poparcie.
//\\
- Eva, to nie są żarty. On mnie dosłownie prześladuje.
- Narzekasz. Bruce mówi, że jest w tobie zakochany jeszcze bardziej niż on we mnie. Choć to mało prawdopodobne.
Przyglądam się jej przez chwilę, oceniając moment.
- Nie wiesz dlaczego Bruce warczy?
- Pewnie, że wiem! - szczęśliwa macha dłonią. Unoszę brwi, czekając na wyjaśnienia. Dziewczyna pochyla się nad stolikiem i daje mi sygnał palcem wskazującym, abym zrobiła to samo. - Jest wilkołakiem.
- Czym?
- Wilkołakiem. Wiesz, taki filmowy wilczek na dwóch nogach.
- Żartujesz?
- Bree - wzdycha, przymykając na chwilę oczy. - Cała ich paczka to wilczki. Twój Niall nimi dowodzi. Bruce jest niestety mało ważny. Mój biedny.
Prostuję się na krześle, przyglądając jej zranionej minie. Tym razem wydaje długie westchnienie, po czym również siada prosto i uśmiecha się promiennie.
- Jesteś jeszcze głupsza niż myślałam.
Eva chichocze, widząc mój uśmiech. Nie bierze moich słów do siebie, czekając na okazję, aby się mi odpłacić.