sobota, 25 lutego 2017

Rozdział 11

- Hej mamo. - uśmiecham się, wchodząc do kuchni akurat, gdy kobieta nakłada na talerz długi makaron. Odwraca głowę w moją stronę i oddaje gest, po czym wraca do klusek. Siadam przy stole i pocieram palcami wnętrze dłoni. - Przepraszam cię za tego idiotę. Jest walnięty i bardzo zaborczy.

- To twój chłopak?

- Nie! - moja głowa wyskakuje w górę, słysząc jej szczęśliwy ton. Stoi tyłem do mnie, ale jestem pewna, że uśmiecha się, nie wierząc mi. - Jest kolegą chłopaka Evy. Chyba chłopaka.

- Znalazła kolejnego na dwa dni?

- Nie wiem czy w ogóle byli razem. Nie jesteś zła?

- Skąd. Ten gbur od dawna mnie irytował, ale płacił coraz więcej. Prawie zszedł na zawał widząc jego oczy. Jest bardzo przystojny i widać, że się o ciebie troszczy. Ma moje poparcie.

//\\

- Eva, to nie są żarty. On mnie dosłownie prześladuje.

- Narzekasz. Bruce mówi, że jest w tobie zakochany jeszcze bardziej niż on we mnie. Choć to mało prawdopodobne.

Przyglądam się jej przez chwilę, oceniając moment.

- Nie wiesz dlaczego Bruce warczy?

- Pewnie, że wiem! - szczęśliwa macha dłonią. Unoszę brwi, czekając na wyjaśnienia. Dziewczyna pochyla się nad stolikiem i daje mi sygnał palcem wskazującym, abym zrobiła to samo. - Jest wilkołakiem.

- Czym?

- Wilkołakiem. Wiesz, taki filmowy wilczek na dwóch nogach.

- Żartujesz?

- Bree - wzdycha, przymykając na chwilę oczy. - Cała ich paczka to wilczki. Twój Niall nimi dowodzi. Bruce jest niestety mało ważny. Mój biedny.

Prostuję się na krześle, przyglądając jej zranionej minie. Tym razem wydaje długie westchnienie, po czym również siada prosto i uśmiecha się promiennie.

- Jesteś jeszcze głupsza niż myślałam.

Eva chichocze, widząc mój uśmiech. Nie bierze moich słów do siebie, czekając na okazję, aby się mi odpłacić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz