- Dlaczego Eva nie chciała z nami iść?
Odwracam głowę opartą na ręce w stronę Samiego. Zajęcia ze sztuki, które Sam uwielbia są nudniejsze za każdym razem, gdy musimy rysować swoje własne pomysły. Moja kartka jest już szara przez malowanie jej ołówkiem, więc zabieram się za kolejną warstwę.
- Bruce - mruczy, nie odrywając wzroku i rysika od kartki. Jego szkic natury z każdą chwilą nabiera coraz więcej życia. - Niedługo u nas zamieszka. - przyciska ołówek mocniej, tworząc wyraźniejszą linię. Odrywa dłoń od ławki jak poparzony i robi posępną minę, przyglądając się jej. - Wszystko mi niszczy.
- Nie jest tak źle. - pocieszam go, również patrząc na detal, który moim zdaniem tworzy obraz ładniejszym. Brunet kiwa głową, trochę przekonany i wraca do pracy. - Eva mówiła ci o tym, że Bruce, Niall i cała jego banda są wilkołakami?
- Tak. To naprawdę szalone, nawet tutaj.
- Wierzysz w to?
Sami wyrywa się ze skupienia nad rysunkiem i odwraca głowę w moją stronę, opierając ręce na ławce. - Ten facet omotał moją siostrę podczas ich pierwszego spotkania. Traktuje go jak jakieś bóstwo, nie mogę powiedzieć o nim nic negatywnego. Wcześniej od razu donosiła mu o wszystkim, przez co dusił mnie z czerwonymi oczami. Teraz obraża się na mnie za choćby małą obrazę go czy prośbę, aby nie przychodził tak często. Oni nie są normalni a to miasto jest stworzone właśnie dla nich. Eva twierdzi, że Bruce jest tylko człowiekiem Nialla, więc wyobraź sobie co potrafi przywódca, który chce omotać ciebie.
- Nie muszę. - wzdycham, przypominając sobie mężczyznę zastraszonego i ranionego przez fioletowowłosego.
- Co?
- Nieważne. - potrząsam głową, zgniatając porysowaną kartkę, gdy prowadząca żegna się z nami i zaprasza na kolejne zajęcia, mając nadzieję na jeszcze liczniejszą grupę. Wszyscy muszą się dziś bardzo nudzić, skoro zdecydowali się na uczestnictwo w zajęciach. Brak obowiązku chodzenia do szkoły znacznie przyczynia się do corasz szybszego upadku miasteczka.
Sami zabiera teczkę, do której schował swój rysunek i łapiąc moją dłoń dla bezpieczeństwa, ostrożnie kieruje się do wyjścia, nie chcąc zwracać na nas uwagi.
- Kochanie - spinam się, gdy po opuszczeniu sali słyszę znajomy głos, na pewno skierowany do mnie. Przylegam bokiem do ciała Samiego, naciskając na nie, aby zmusić go do szybszego marszu. Brunet ściska mocniej moją dłoń i brnie przed siebie, nie zwracając na nikogo uwagi. Sekundę później odbijam się lekko od ciała przyjaciela, który nagle zatrzymuje się przed kimś. Wyglądam przez jego ramię, choć doskonale wiem kto go straszy. - Bree.
- Czego chcesz?
Niall unosi brwi na mój oschły ton, ale szybko przywołuje gniew na swoją twarz, wlepiając wzrok w nasze złączone dłonie. - Odejdź od niego - unosi głowę, aby wbić nienawistne spojrzenie w oczy Samiego. - Natychmiast.
Ściskam mocno trzymaną dłoń, po czym powoli rozluźniam uścisk , aby stanąć przy boku Nialla.
- Do później, Sami. - żegnam przyjaciela, nie chcąc, aby fioletowowłosy zrobił mu krzywdę. Sam przenosi na mnie swój wzrok, kiwa głową i wymija nas, pospiesznie odchodząc.
Niall obejmuje mnie ramieniem i przyciska pewnie do swojego boku. - Zajęcia ze sztuki?
- Sami je lubi.
- Przychodzisz tu dla niego?
- Tak. To mój przyjaciel, a te zajęcia sprawiają mu radość.
- Ze mną nie lubisz spędzać czasu, choć jestem twoją bratnią duszą.
- Zabierasz mnie do domu w środku lasu, w którym nic nie robimy, ponieważ zawsze mnie usypiasz lub płaczesz podczas burzy.
- Gdzie chciałabyś pójść?
- Gdziekolwiek, byle bez ciebie.
Niall odsuwa się powoli, aby stanąć naprzeciwko mnie. Jego oczy desperacko biegają po mojej twarzy, zatrzymując się na moich tęczówkach. - Dlaczego jesteś tak oporna? Nie miałaś szczęścia w miłości?
- Nadal nie mam. Kocham przyjaciela.