- Więc jest twoim chłopakiem?
- Nie wiem, mamo. Chyba tak.
Odkąd Niall odwiózł mnie do mieszkania, odprowadził pod same drzwi i kilkukrotnie pocałował po wyznaniu miłości i ponownej prośbie o nie wychodzeniu na zewnątrz jestem zasypywana znaczącymi spojrzeniami mamy z jej szerokim uśmiechem.
- Był dziś bardzo uroczy.
Śmieję się na jej stwierdzenie, ponownie wpisując słowa "bratnia dusza" do wyszukiwarki w telefonie. Nic nie zmieniło się od ostatniego przeszukiwania internetu. Bratnia dusza to nadal idealny partner, którym Niall mimo wszystko nie jest. Blokuję telefon i odkładam go na stół, równo z dzwonkiem, który roznosi się po mieszkaniu.
- Otworzę.
Wstaję z krzesła, aby nie przerywać mamie w przygotowywaniu obiadu, na który czekam z niecierpliwością. W drodze do drzwi dopada mnie mała nadzieja, że to Niall, który nie odzywa się od kilku godzin. Naciskam na klamkę i ciągnę ją do siebie, aby ujrzeć na korytarzu starszego, postawnego mężczyznę. Uśmiecha się szeroko, jego ręka oparta jest na ścianie a nogi skrzyżowane, aby czubkiem prawego buta mógł uderzać o płytki podłogowe.
- Witaj, kochanie. - jego uśmiech staje się jeszcze większy, gdy mierzy mnie wzrokiem, gładząc dłonią swoją brodę i policzek. - Nie sądzę, abyś wyglądała tak młodo jak na swój wiek. Jest twoja mamusia?
Krzywię się na jego głos. Jest nieprzyjemny dla uszu bardziej niż śpiew Samiego. Chcę wypowiedzieć wiązankę brzydkich słów na temat gościa, po czym zamknąć mu drzwi przed nosem, ale ubiega mnie mama, która pojawia się za moją nadal wyciągniętą ręką, którą trzymam klamkę. - Mówiłam, żebyś przyszedł jutro.
- Kochanie, natura nie ma terminarzu. Szczególnie męska.
Unoszę kpiąco brew, rozbawiona jego słowami. Ten facet idealnie reprezentuje większość męskiej części miasteczka.
- Bree, idź do siebie.
Odwracam głowę w stronę mamy, gdy zaciska palce na moim ramieniu. Jej oczy są utkwione w nieproszonym gościu.
- Możesz zostać z nami. Będę na to nawet nalegać.
Wracam wzrokiem do mężczyzny, stojącego w naszych drzwiach, gdy ten równo z wypowiedzianymi przez siebie słowami stawia długi krok do mieszkania, aby objąć moją talię. Wzdrygam się przez jego gest i chcę natychmiast uciec od jego rąk, ale moje plany zostają wyprzedzone przez fioletowowłosego, który pojawia się za mężczyzną. Natychmiast odciąga nieznajomego od mojego ciała i popycha go na korytarz. Jego siła sprawia, że nieprzyjaciel cofa się panicznie, lądując na ścianie, tuż obok drzwi sąsiadów z naprzeciwka. Niall w sekundzie znajduje się obok niego, kolejny raz trzymając kogoś za szyję.
- Nie zabiję cię tylko ze względu na psychikę mojej dziewczyny i jej matki. Ale jeśli spotkamy się sam na sam.. - fioletowowłosy nie kończy zdania, lecz robi to bardziej trafnym gestem. Jego paznokcie zatapiają się w skórze mężczyzny, natychmiast przecinając ją do krwi. Syk ranionego roznosi się po klatce schodowej, gdy Niall jednym ruchem zostawia czerwone ślady na drodze od jego szyi do serca, rozdzierając przy tym koszulę mężczyzny. Odsuwa się od niego, popychając w stronę schodów, z których ten prawie spada. Fioletowowłosy nie zwraca uwagi na mężczyznę, który próbuje powstrzymać krwawienie ze swoich ran. Podchodzi do drzwi, odrywając moją dłoń od klamki, którą nadal ściskam. - Hej, kochanie. - uśmiecha się, popychając drzwi nogą, a jego ręce zajmują miejsce na moich biodrach.
Uśmiech automatycznie pojawia się na mojej twarzy, ale szybko maleje, gdy zauważam ranę wyłaniającą się spod jego koszulki. - Co ci się stało? - unoszę ręce, aby pociągnąć materiał w dół. Na obojczyku fioletowowłosego widnieje kilka zadrapań podobnych do ran, które sam zostawia, lecz przy tych jego okaleczanie innych musi być o wiele bardziej bolesne.
- To nic, kochanie. Jutro powinienem być zdrowy. - uśmiecha się przekonująco i składa szybki pocałunek na moim czole, będąc bacznie obserwowanym przez moją mamę, która pierwszy raz widziała jego siłę i nadal nie ruszyła się z zajmowanego za mną miejsca. - Chciałem zaprosić cię na noc do siebie, ale lepiej będzie, jeśli zostanę tutaj.